wtorek, 16 listopada 2010

Do zobaczenia nigdy na tym blogu... ps. zawsze będziecie w moim malutkim serduszku < 3

No więc nie dałam rady, pewnie teraz niektórym z was jest obojętne co się stanie z tym blogiem, inni będą szczęśliwi a inni naprawdę się popłaczą. Byłam tutaj aż 6 miesięcy, 6 wspaniałych miesięcy mimo to że często było pod górkę, ale dłużej nie wytrzymam, jest mi cholernie przykro że muszę odejść. Właśnie po moich policzkach spływają łzy a jeszcze chwila i zacznę się nimi dławić. Dla jednych to jest żałosne ale dla mnie prawdziwe. Strasznie zżyłam się z moimi wszystkimi czytelnikami (a zwłaszcza z Emilką S.<3) oraz bohaterami i trudno mi się będzie rozstać.. Do kasacji pójdzie pewnie też show-me-another-world ale to nie jest pewne. Jeżeli go zostawię to tylko tam będę pisać. Chciała bym teraz podziękować tutaj każdemu z osobno ale tak się nie da... Nie chcę już dłużej tego przeciągać więc co miało się stać i co w którym rozdziale:
  • 59. W tym rozdziale opisuje życie Nel, mieszka na Brooklynie w NY, jest jej ciężko ponieważ jest pod stałą kontrolą Jessici. Towarzyszą jej bóle głowy gdy ma jakieś przebłyski z przeszłości.
  • 60. 61. 62. 63. 64. Głównie o tym jak Kayla i JB się w sobie zakochują, tzn. bardziej Kayla w Justinie. + różne wątki poboczne min. życie Dannego
  • 65. Justin i Kayla są razem.
  • 66. Ponownie życie Nel, o tym jak marzy zmienić coś w swoim życiu
  • 67. Kayla, Danny, Amanda i Justin wyjeżdżają na jakiś biwak do lasu niedaleko NY
  • 68. Kayla z Dannym się całują, widzi to JB. Daje Dannemu w mordę a Kayle wyzywa od dziwek. Zostawia ich samych w lesie. Sam jedzie do NY, zabłądził gdzieś. W tym samym czasie Nel wraca z przesłuchania, jest bardzo późna godzina, zaczepia ją dwóch facetów. Widzi to JB który przejeżdża obok autem. Daje im w mordę, spanikowana Nel ucieka a JB jest przekonany że ją widział. Nel przypomina się jej dzieciństwo ale nic więcej.
KONIEC CZĘŚCI III
PROLOG IV CZĘŚCI
Miłość wraca do nas jak bumerang. Choć jej nie chcemy, wypieramy się, obrażamy, to i tak chcąc, nie chcąc następnego dnia puka nam do drzwi. Z początku podchodzimy do tego chłodno i z dystansem, lecz po czasie nawet nie jesteśmy świadomi, że znów jesteśmy szczęśliwi, ponieważ kolejny raz zakochanie wpadło w nasze życie. Zakochanie jest jak wstęp do księgi, która powinna być pisana wspólnie przez całe życie z ukochaną osobą. Nigdy nie zapomnisz blasku oczu i uśmiechu osoby, w której się zakochałeś. Ono na zawsze pozostawia w tobie niezatarty ślad. Każdy człowiek w swoim życiu chciałby się zakochać. Nie chodzi tu tylko o niewinne pocałunki na dzień dobry, przytulanie się o wschodzie słońca, czułe słówka na dobranoc. Chodzi tu o coś całkiem innego. Chodzi o to, by choć raz poczuć przyspieszone bicie swego serca. Tutaj nie mam już numeracji rozdziałów

  • Nel wygrała udział w teledysku "Baby"
  • Justin wyprowadza się od matki i kończy z Kaylą
  • JB i Channel spotykają się na planie teledysku Baby. Nel ma Justina za wariata a ten myśli że Nel tylko udaje.
  • W końcu sobie wszystko wyjaśniają i chcą spróbować od nowa.
  • Ślub Payton i Christiana
  • Teraz miała być kilka rozdziałów w których Nel powoli odzyskuje pamięć iwgl. Jest jej trudno bo cały czas ma przed oczami sceny z dzieciństwa. Źle reaguje na dotyk.
  • Justin rezygnuje z kariery, oświadcza się Nel a potem starają się o dziecko.
  • Justin wyrusza w ostatnią 3 tygodniową trasę koncertową w swoim życiu.
Ostatni rozdział, pisany na szybko:
Drugi tydzień trasy koncertowej, oczami Nel
- Justin... - mruknęłam gdy pchnął mnie na hotelowe łóżko. Zaczął całować po szyi a potem schodził coraz niżej, niżej i niżej aż w końcu zatrzymał się na moim brzuchu. Uśmiechnął się do mnie a raczej do niego i wyglądał tak jakby chciał coś powiedzieć. Uniosłam brwi do góry i czekałam aż coś powie. Nagle do pokoju wszedł Scott który był wyraźnie zawstydzony naszym widokiem.
- Ee... zbierajcie się już. Zaraz zaczynasz. - Powiedział i szybko wyszedł z pokoju.
*
Skierowaliśmy się w stronę tylnego wejścia aby móc wejść za kulisy. Tylko że nie chcieli nas wpuścić bo odśnieżali dach galerii, tylko mnie ciekawi jaki ma to związek jedno z drugim. No ale dobra. Poczekaliśmy chwile i wszystko było już w porządku.
*
Stałam z tyłu sceny i przyglądałam się Justinowi, który grał trzeci i zarazem ostatni koncert w Norwegii. Kołysałam się lekko w rytm muzyki i wsłuchiwałam w każde słowo. Po chwili zbiegł zgrzany i mocno mnie przytulił unosząc mnie przy tym i kręcąc się wokół własnej osi.
-Kocham Cię, kocham Cie, kocham Cię ! - szeptał mi cały czas do ucha. Gdy mnie wreszcie dostawił na ziemię spojrzał mi głęboko w oczy a potem namiętnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy pisk... nie, to nie był pisk podnieconych fanek. To był pisk przerażenia, bólu i rozpaczy. Podbiegł do nas ktoś z ekipy.
Oczami Justina
- Budynek się wali ! - Krzyknął jakiś mężczyzna. Złapałem Nel za rękę i zaczęliśmy biec w stronę wyjścia. Gdy byłem już tak blisko nasze dłonie się rozdzieliły, biegłem dalej wierząc że ona jest tuż za mną. W końcu wydostałem się z budynku. Zaczęłam jej szukać ale na marne.. "Ona tam została" - pomyślałem i jak idiota wbiegłem do pustego budynku. Rozejrzałem się i zobaczyłem brunetkę leżącą bezwładnie na ziemi. Od razu rozpoznałem jej sylwetkę po moich policzkach spłynęła porcja łez. Wziąłem dziewczynę na ręce i na ostatkach sił wyniosłem przed budynek, na placu było pełno ludzi wołających o pomoc. Przyklęknąłem i położyłem ją na moich kolanach. Odgarnąłem kosmyki włosów z jej twarzy.
- Nel, Nel.. Skarbie... - Obudź się powiedziałam delikatnie ją potrząsając. Dziewczyna rozchyliła powieki po czym szepnęła "Kocham cie Justin, to już koniec... K..ocham cie.."
- Nel, co ty mówisz ?! - Spytałem wtulając ją w swój tors. Wtedy zobaczyłem krew na swoich spodniach, wydobywała się w jej pleców. "Nie, nie.. nie ! To nie może być prawda" - Cały czas powtarzałem sobie w myślach.
- Nel, słyszysz mnie ? Ty nie możesz mi tego zrobić... Nie odchodź rozumiesz ?! - Mówiłem ledwo słyszalnie krztusząc się własnymi łzami. - Nie pamiętasz jak jeszcze wczoraj planowaliśmy naszą przyszłość ? Zapomniałaś ? Wiem ze nie, Nel... Nie poddawaj się ! Rozumiesz to ? Nie możesz zostawić mnie samego na tym pieprzonym świecie ! Nie teraz !- Wtuliłem się jeszcze mocniej w ciało Nel całując czubek jej głowy i delikatnie gładząc jej włosy. Odsunąłem ją trochę od siebie spoglądając w jej przymrożone oczy i zaśpiewałem jej najprawdopodobnie ostatnią piosenkę w jej życiu...
And when you hold my hand, then I understand that it's meant to be
'Cause baby when you're with me..
It's like an angel came by and take me to Heaven
'Cause when I stare in your eyes, it couldn't be better
Nie wiem czy co kol wiek zrozumiała bo mój głos załamywał się coraz bardziej z każdą sekundą. Uśmiechnęła się do mnie blado.
- Słyszałaś to ? Ponieważ kochanie, kiedy jesteś ze mną.. to jakby anioł przyszedł i zabrał mnie do nieba, ponieważ kiedy wpatruję się w twoje oczy, nie mogłoby być lepiej... Więc nie pozbawiaj mnie tego !
- Pocałuj mnie.. - Szepnęła. Tak też zrobiłem, ale nie odwzajemniła mojego pocałunku... Odeszła.
Epilog
Mijały sekundy, minuty, dni, lata. Świat się zmienił. Wszystko się zmieniło. Ale jedno na pewno pozostało takie same, moje miłość do Nel. W dniu w którym zginęła mój świat się zmienił, ja się zmieniłem...Dokładnie pamiętam tą chwile jak się poznaliśmy. Pamiętam każdy szczegół, nasz pierwszy pocałunejk, pierwszą piosenkę, dzień kiedy w parku nad jeziorkiem została moją dziewczyną, wakacje w które ją zostawiłem mimo to pamiętałem i jeszcze mocniej kochałem, potem to spotkanie w barze, mój wypadek a potem znowu byliśmy razem, mimo tego zdarzenia z JJ nasz związek przetrwał i był jeszcze silniejsze, dzień w którym się zaręczyliśmy a na koniec ten pieprzony koncert. Tamtego dnia umierała w moich ramionach i nic nie mogłem zrobić. Mieliśmy wsiąść ślub na plaży, mieć małą gromadkę dzieci , wychować ich a potem spędzić spokojnie starość tylko we dwoje. Ale los chciał inaczej odebrał mi ją . Może nie ma jej przy mnie fizycznie, ale jest w moim umyśle, duszy i sercu. Każdy mój dzień teraz wygląda tak samo, wstaje z łóżka w którym spaliśmy razem, idę do kuchni robię takie naleśnika jak lubiła i jem je w samotności spoglądając na nasze roześmiane twarze które są utrwalone na kartce zwykłego papieru a znaczą tak wiele.Wchodzę do łazienki i spoglądam w lustro, tam bardzo się zmieniłem ale tylko na zewnątrz. W środku jestem tym samym Justinem, może tylko trochę bardziej poważny. Sięgam po maszynkę i usuwam z twarzy swój siwy zarost. Spoglądam na flakonik jej słodkich perfum który stoi na szafce od ponad pięćdziesięciu lat, nikt go nie używa i już nie użyje. Ponownie wchodzę do naszej sypialni z szafy wyciągam ciemno kremowy garnitur i go zakładam. Przed wyjściem jeszcze wtulam się w jej bluzę od dresu którą zakładała każdego wieczoru, a by chodź na chwile poczuć jej zapach i poczuć się jakby była przy mnie. Dzwonie po taksówce i każe kierowcy jechać na cmentarz, Mimo słabego wzroku już z daleka widzę jej nagrobek, nie przeszkadza mi to że jest jak wszystkie inne. Klękam tam i kładę krwisto czerwoną róże tak samo jak w dniu jej pogrzebu kiedy to nie mogłem powstrzymać łez, nadal przechodzą mnie dreszcze, nadal brakuje powietrza. Pamiętam każdą spędzoną chwilę. A w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe. Chociaż nie, potrafię. Te łzy szczęścia gdy powiedziała "Tak, Justich chcę zostać twoją żoną" były najpiękniejszymi łzami w moim życiu. Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.
Cały czas wspominający wspólnie spędzony czas. Usiadłem na kanapie w salonie i ze zmęczenia zamknąłem oczy, chciałem się zdrzemnąć ale nie mogłem. Poczułem zimno które przeszło przez całe moje ciało a potem znalazłem się w miejscu w którym nie było nic, po prostu nic. Gdy przemierzyłem dłonią swoje włosy były gęste i miękkie. Spojrzałem na siebie znów byłem w ciele młodego chłopca. Miałem na sobie białe rurki, tego samego koloru bluze i buty a na szyi nieśmiertelnik który dostałem na szesnaste urodziny od Channel. Zacząłem iść przed siebie aż w końcu krajobraz zaczął się zmieniać. W oddali zobaczyłem postać kobiety. Miała śniadą cerę mimo to buzowało od niej delikatne światło. Jej kruczo czarne włosy  sięgały aż do bioder. Były perfekcyjnie proste i ułożone ale co chwile rozwiewał je delikatny wiatr. Odziana była w białą zwiewną sukienkę którą ciągła po ziemi. A na szyj naszyjnik którego blask mnie oślepiał. Nie widziałem jej twarzy bo zasłaniała ją długa grzywka. Gdy podeszła do mnie bliżej wyciągnęła rękę w moją stronę i uniosła głowe do góry tak ze mogłem ją zobaczyć. Nie wierzyłem własnym oczim, to była ona, Nel.
- Gdzie my jesteśmy ? - Spytałem.
- W niebie Justin, w niebie.

sobota, 13 listopada 2010

Rozdział 58 - Ja zawsze byłam sama




   - Bo nienawidzę tych butów, które masz na sobie. - Powiedział pod nosem, znów robiąc tą dziwną minę. Miałam ochotę ściągnąć tego buta i przyłożyć mu nim w głowę. Za kogo on się uważa ? A ja myślałem że będzie to miły obiad i że Justin jest taki wspaniały. Może nie każdy ma tyle kasy, by kupować codziennie inne buty, które kosztują majątek. Wiem, bo sama chciałam sobie takie kupić. - A ja nienawidzę takich osób, jak ty. Takich, którzy uważają się za nie wiadomo kogo i udają kogoś, kim nie są. Ładny ci wizerunek zrobili, miły chłopiec z małego miasteczka w Kanadzie. - Wysyczałam i wycofałam się w stronę drzwi. Już miałam wyjść, gdy usłyszałam jego cichy głos.

   - Ja nikogo nie udaję. - Odwróciłam się do niego przodem i czekałam na kontynuację. – Po prostu czasami trudno jest wszystkim dogodzić. Przyjaciele oczekują ode mnie, że będę taki, jak dawniej, wesoły i nie mający problemów. Mama chce bym przez cały czas był tym małym Justinem, który sika w pieluchy. Scott z Usherem oczekują, że będę odpowiedzialny za swoje czyny. Wszyscy ludzie oczekują ode mnie niemożliwego. Powiedz mi: jak ja mam być sobą w świecie, gdzie każdy kogoś udaje ? Nie dziwię się, że mnie nie lubisz, ale sądziłem że jest inaczej. No ale po tym co ci zrobiłem nie powinienem się dziwić. Nigdy nie jest tak, że wszyscy cię lubią. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zwraca uwagi na twoje zalety, ale widzi wszystkie wady. - Wiele razy słyszałam o manipulowaniu czyimiś uczuciami i muszę przyznać, że ten chłopak jest w tym mistrzem. Momentalnie cała złość mi przeszła, a w sercu pojawiło się dziwne uczucie. Jakby wyrzuty sumienia ? Tylko dlaczego ? A może to było coś zupełnie innego, coś czego nie czułam nigdy wcześniej.
   - To nie tak, że cię nie lubię, wręcz przeciwnie.. - Powiedziałam cicho. – Po prostu mam dystans do takich ludzi, jak ty. Nie chciałabym, żebyś udawał kogoś kim nie jesteś.
   - Tylko boję się, że to, kim jestem naprawdę może ci się nie spodobać – podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. – Boję się, że nie jestem dla ciebie wystarczający.
   - Justin, widziałeś mnie zakrwawioną. Pomogłeś mi i mówisz, że jesteś niewystarczający ? – Zapytałam, na co on uśmiechnął się blado. - Nie okłamuj mnie. Wolę najgorszą prawdę niż kłamstwo. Rozumiesz ? 
   - Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce ci się płakać, zadzwoń do mnie – Powiedział cicho, gładząc kciukiem mój policzek, który stawał się coraz bardziej czerwony. Znamy się ledwie tydzień. To za szybko jak dla mnie, jednak nie potrafiłam go odtrącić. Justin ma w sobie tą magię, to dziwne przyciąganie, które nie pozwala ci przejść obok niego obojętnie. Nie mówię tutaj o jego wyglądzie, talencie, ale o tym, jaki jest w środku. - Nie obiecuję, że cię rozbawię, ale mogę płakać razem z tobą.. - Kontynuował. Albo mi się zdawało, albo jego głos naprawdę drżał. - Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić. Nie obiecuję, że cię zatrzymam, ale mogę pobiec z tobą. Jeśli któregoś dnia nie będziesz chciała nikogo słuchać, zadzwoń do mnie. Obiecuję być wtedy z tobą i obiecuję być cicho. Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze. - Zawahał się przez chwilę - przybiegnij do mnie bardzo szybko. Mogę cię wtedy potrzebować.. - Wyszeptał na koniec i otarł łzy cieknące po moich policzkach. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś tak pięknego. 
   - Ja zawsze byłam sama – Odezwałam się w końcu. - Nigdy nie miałam przyjaciół, a jedyna bliska osoba wyjechała i zostawiła mnie samą. Sam widzisz, jaka jestem: nie uśmiecham się zbyt często, płaczę z byle powodu, ale lubię to, bo mało jest takich osób, jak ja. Zawsze byłam sama i już się do tego przyzwyczaiłam.
   - No tak. Ale zawsze chcesz być sama ? Nie chcesz kogoś kto razem z tobą będzie się cieszył twoim szczęściem ? - Zapytał cicho. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam, jak przeszywa mnie swoimi brązowymi oczami, tak jak pierwszym raz kiedy się spotkaliśmy. 
   - Chyba tak. Chyba chcę być sama. 
   - Mam nadzieję, że z czasem ci to przejdzie. 
   - Czemu ? Uważam, że w naszym pokoleniu jest normalne odrzucanie miłości. - Wyszeptałam, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. 
   - Może i tak. Ale życie samemu ? Bez kogoś do kogo możesz się przytulić, powiedzieć, że go kochasz? Przecież to takie...magiczne. Może i to fajne, ale nie na dłuższą metę ! Uwierz mi..
    - To nie tak, że nie chcę, ja się po prostu boję. Co jeśli ukochana osoba mnie zostawi albo skrzywdzi ? Jeśli mnie oszuka, zdradzi, zrani, umrze albo zniknie? Widzisz, to jest ogromne ryzyko. Dla mnie zbyt duże. Zbyt wiele razy zostałam zraniona, by móc bez problemu ufać ludziom, dlatego nie możesz mieć mi za złe, jeśli pewnego dnia zamknę ci drzwi przed nosem, a potem przyjdę zapłakana i powiem, że bardzo cię potrzebuję.
  - Ja to przeżyłem już wiele razy, przezywam to nawet teraz ale wierze że w końcu to się zmieni. Ale wiesz, ważne, żebyś przyszła. - Powiedział i mocno mnie przytulił. W jego objęciach czułam się bezpieczna.

niedziela, 7 listopada 2010

Rozdział 57 - Zaufaj mi, Channel

Następnego dnia
Czuje się okropnie, i to nawet bardzo. Przez moją głupotę, a raczej nie uwagę zginął niewinny piesek a dziewczyna jest załamana. Ze wstydu mam ochotę zapaść się pod ziemię. Musze to jej teraz jakoś wynagrodzić. Tylko nie wiem jak. Nowy piesek ? A może kupić paprotkę ? Nie, nie mogę jej dać jakiegoś badyla po tym co zrobiłem ! A co mi tam, kupie jej małego ślicznego pieska. Jak nie będzie go chciała wezmę go dla siebie, mam już dwa psy mojego Samiego i Suri którą zostawiła Nel, ale myślę że tym maleństwem tez się będę mógł zaopiekować, lubię zwierzęta.
Poszperałem trochę w internecie gdzie można kupić jakieś naprawdę porządne, ładne i zdrowe pieski. Zapisałem adres jednej z ulic w Toronto, co prawda trzeba jechać jakieś sto trzydzieści kilometrów ale sądzę że będzie warto. Ubrałem się w ciepłe ciuchy i wyszedłem z domu. Z garażu wyprowadziłem swojego czarnego Range Rovera. Po dwóch godzinach dojechałem na Grandear Ave 66. Zaparkowałem pod sklepem i wszedłem do środka. Odrazu w oczy rzucił mi się biały szczeniaczek, był naprawdę słodki. Podszedłem do niego i delikatnie  pogłaskałem.
   - W czym mogę pomoc ? - Spytała sprzedawczyni.
   - Chciałbym kupić pieska, jakiegoś słodkiego szczeniaczka.
   - Psa czy suczkę ?
   - Suczke, ten jest bardzo ładny. - Wskazałem na tego którego zobaczyłem jako pierwszego.
   - Ale to jest właśnie pies, mogę pokazać panu naprawdę ładne suczki, może Yorki ?
   - Nie, tylko nie yorki, nie będzie odpowiedni, jednak chciałbym kupić tego białego. - Powiedziałem głaskając go po jego aksamitnej sierści. Sprzedawczyni uśmiechnęła się do mnie i po chwili dostałem do niego jakieś szampony, smycze, zabawki, gryzaki i karmy. W sumie zapłaciłem ponad tysiąc dolarów ale nadal sądzę że będzie warto. Razem z wielką torbą i psem pod pachą wyszedlem ze sklepu. Wszystko wpakowałem do bagażnika a pieska w kojcu posadziłem na przednie siedzenia.
*
Poprawiłem jeszcze spodnie które cały czas mi spadały, wzięłam kilka głębszych oddechów i byłem już chyba gotowy. Nacisnąłem dzwonek do drzwi. Nie musiałem długo czekać aż ktoś mi otworzy, w progu stanęła Kayla. Wyglądała dziś mizernie, jej mleczna karnacje była trupio blada, włosy związane były w niedbały kucyk a z jej oczu można było odczytać smutek. Fala gorąca oblała moją twarz.
   - Cześć ! - Przywitałem się z dziewczyną nieco zachrypniętym głosem. Natychmiast otrząchnąłem.
   - Hej - Odpowiedziała próbując wywołać sztuczny uśmiech na swojej buzi. - Po co tutaj przyszedłeś ?
   - Chciałem ci wynagrodzić to co się wczoraj stało, choć nie wiem czy można to tak nazwać - Miałem sucho w gardle, mój język był jak kołek, nie mogłem już mówić ale zarazem nie mogłem przestać. - nie wiem czy to odpowiedni prezent i czy go przyjmiesz ale postanowiłem zaryzykować. - Zza bluzy wyjąłem pieska. Schowałem go w dosyć dziwnym miejscu ale nie miałem pomysłu gdzie indziej a tam było mu przy najmniej ciepło. Odrazu przeniosłem swój wzrok na dziewczynę aby sprawdzić jej reakcje. Twarz Kayli nagle rozpromienił szczery uśmiech a oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
   - On jej śliczny ! - Pisnęła i natychmiast wzięła go na ręce uśmiechając się do niego po czym robiąc kilka zabawnych min. - On jest naprawdę dla mnie ?
   - Tak.
   - J..ja nie wiem co powiedzieć. On jest uroczy i taki śliczny ! Zupełnie jak Astra gdy była jeszcze szczeniaczkiem. - Ostatnie zdanie z trudem przeszło jej przez gardło i nie wypowiadała go już z taką radością ale było widać że nadal cieszy się z otrzymanego prezentu.
   - Nie musisz nic mówić. To ja powinienem przepraszać cie do końca życia.
   - Justin.. stało się i się już nie odstanie.,, Masz czas ? Może wejdziesz ? - Za proponowała. Zgodziłem się i poszliśmy na górę go niej do pokoju. Jej sypialnie była urządzona w ciepłych barwach. Panowała tutaj miła i przyjemna atmosfera. Usiadłem na fotelu przy oknie i spojrzałem na ściana nad jej łóżkiem na której wisiały dwa plakaty z moim wizerunkiem. Gdy Kayla dostrzegła że to zauważyłem odrazu wykrzywiła twarz w lekki grymas. Posłałem jej uśmiech dając do zrozumienia aby się tym nie przejmowała.
   - No więc jak zamierzasz go nazwać ? - Spytałem.
   - Nie mam żadnego pomysłu.. taka pustka w głowie. A może ty masz jakieś propozycje ?
   - Nazwij go Bieebs ! - Powiedziałem z sarkazmem.
   - Wiesz to naprawdę dobry pomysł. Na pamiątkę że dostałam go od ciebie. Oczywiście jeżeli się zgodzisz na to. Wiesz, Astra była wyjątkowa. Dostałam ja od taty na ósme urodziny, to był taki wyjątkowy prezent.
   - Ja nie pamiętam co dostałem od ojca na ósme urodziny, to było tak dawno temu.. Kiedy masz urodziny ?
   - Trzeciego marca, dokładnie tydzień temu. Miałam jechać na twój koncert do Toronto ale przez tą całą przeprowadzke nic z tego nie wyszło...
   - Obiecuje że kiedyś się tam pojawisz. - Powiedziałem. Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
   - Było by wspaniale !
   - Będzie, zobaczysz. - Przez następną godzinę bawiliśmy się z Bieebsem i rozmawialiśmy. Mieliśmy okazje się lepiej poznać, to naprawdę miła dziewczyna, nie jest pusta ale przeraża mnie jej śmiech. No ale przecież każdy ma jakieś wady.
   - Mogła bym się ciebie o coś spytać ? - Odezwała się nerwowo przygryzając wargę.
   - Pewnie. - Odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego zadała to pytanie wkońcu cały czas się mnie o coś pytała a ja ją. Blondyna odłożyła zmęczonego pieska do kojca.
   - To trochę prywatne więc nie musisz odpowiadać. - Teraz żałowałem że się zgodziłem. Byłem pewien że zapyta mnie o Nel. Gdy wypowiedziała pierwsze słowo odetchnęłam z ulgą bo się myliłem:
   - Jessica Jarrell, ta piosenkara to prawda że...
   -...że była w ciąży ? To nie prawda. Jessica jest pojebana, a raczej chora. Wmówiła wszystkim ze jest w ciąży. W styczniu była na obserwacji w szpitalu bo podejrzewali u niej schizofrenie. Nie wiem czy jest chora czy nie. Nie obchodzi mnie to. - Poczułem wibracje w swojej kieszeni i wyjąłem telefon. To dzwonił Usher który był moim wybawieniem. - Kayla, przepraszam muszę już spadać. Kompletnie zapomniałem ale zaraz spóźnię się na lot i przepadnie mi wywiad.
   - Spoko. Mam nadzieje że się już niedługo zobaczymy.
   - Ja też. - Odpowiedziałam i szybko wyszedłem z jej pokoju.
*
Właśnie wylądowałem w Nowym Jorku. Razem z Dannym ruszyliśmy w stronę terminalu, tam odebraliśmy swoje walizki a potem zostaliśmy przewiezieni do naszego hotelu. Mój przyjaciel cały czas wypytywał mnie o Kayle. Żałuje że mu o niej powiedziałem. Danny twierdzi że powinienem ją zaprosić na jakąś randkę czy coś, pewnie zrobił bym to gdyby była nieco starsza. Nie chce umawiać się z siedemnastolatką a zwłaszcza moją fanką. Nie jestem przekonany do takiego czegoś. Choć Kayla nie zachowuje się przy mnie jak reszta dziewczyn. Przemyśle to jeszcze. Wkońcu dojechaliśmy do hotelu. Zameldowaliśmy się w recepcji i odrazu poszliśmy się do siebie do pokojów. Zmęczony dzisiejszym dniem natychmiast poszedłem spać. Jutro mam wywiad z samego rana w radiu, sesje zdjęciową a na zakończenie dnia koncert.
*
Było mi gorąco i to nawet bardzo. Coś ścisnęło mnie za gardło a całe ciało było jak z waty.
   - Justin, Justin obudź się ! - Ktoś krzyczał bardzo głośno tuż przy moim uchu. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem że na skraju mojego łóżka siedzi Danny.
   - Co ty odpierdalasz ? - Wymruczałem z trudem. - Jak ty się tutaj w ogóle dostałeś ? Pali się czy co ?!
   - Miałeś chyba jakiś koszmar, myślałem że cie zabijają czy coś bo obudziłeś ludzi z sąsiednich pokojów ! Krzyczałeś przez sen "Zaufaj mi, Channel". Ja się o ciebie naprawdę martwię.. - Z trudem podniosłem się do pozycji siędzącej.
   - Danny wyjdź. - Powiedziałem stanowczo. Gdy otwierał usta wyprzedziłem go. - Nic nie mów chce zostać sam. Proszę ... - Zrobił to co mu kazałem. Powoli wygrzebałem się z łóżka i stanąłem przed ogromnym lustrem które znajdowało się w łazience. Wyglądałem źle, schudłem to było pewne, wogóle dziwnie wyglądałem... Nagle świat zawirował mi przed oczami a moje plecy drżały od tłumionego płaczu. Straciłem panowanie nad sobą, poczułem łzy na moich policzkach. Byłem już na samym dnie rozpaczy i w żaden sposób nie mogłem tego zmienić.
* * *
  • Klikać tutaj, polecam to opowiadanie, proszę abyście czytali i komentowali -> klik
  • Dodaje rozdział wcześniej tylko dlatego że muszę wyjaśnić kilka spraw.
  • Pytacie się jak nazywa się "Danny" więc naprawdę Eduardo Surita
  • Nie uzupełniłam zakładki "Wasze blogi" bo skasowałam archiwum. Jeżeli chcecie aby był tam adres waszego bloga to pisać na GG do mnie swój login z bloggera i adresy.
  • A TERAZ CHYBA NAJWAŻNIEJSZE:  Chodzi tutaj o nieobecność Nel. Z początku napisałam tutaj długie wyjaśnienie ale je usunęłam bo stwierdziłam że to nie miało by sensu. Tak wogóle to ja wywołałam niezłe zamieszanie (zupełnie nie potrzebnie) podając wam hasło które dotyczny części III, źle sformułowałam to hasło i przepraszam ale i tak to tylko puste słowo... Mając na myśli zdarzenia w III części napisałam wam: Koniec przygód Justina i Channel w trzeciej części i ominęłam jedno słowo które było tutaj bardzo potrzebne nie podam go teraz bo nie, będziecie czytać dalsze rozdziały zobaczycie czego brakuje. I mam już napisaną prawie całą III część więc zmieniać nic nie będę. Powiem tylko że: są tam scenki oczami Nel - Emilka może potwierdzić jak ktoś nie wierzy.
  • Smutno też mi jest z tego powodu że tyle osób ma zamiar już nie czytać, ale ja nikogo zatrzymywać nie będę.
  • Przepraszam też za błędy ale nie chce mi się poprawiać i za to że jest mało akcji (rozdział chyba nudny)
  • No a jak moje opowiadanie się wam nie odpowiada to powiem tak bo głównie anonimy normalnym jązykiem nie rozumieją: wypierdalać, mam 13 lat i pisze jak umiem. to się głównie tyczy anonimów którzy nie mają odwagi się podpisać.
See ya !

czwartek, 4 listopada 2010

Rozdział 56 - Ciii... Tylko nie płacz

Kierowałem się specjalnym wejściem do samolotu, razem z Dannym i Mikeym. To taki przywilej dla gwiazd. Postanowiłem zabrać chłopaków do Las Vegas a nie do jakiegoś Salt Lake City. Chris nie leci z nami bo jak to on stwierdził chce się wkońcu ustatkować. Ten chłopak już nie przypomina tego którego poznałem mając kilka lat i mieszkałem jeszcze w Stratford. Tamten Chris potrafił iść ulicą śmieć się najgłośniej jak tylko potrafił nie zwracać uwagi co sobie ludzie pomyślą. Mogliśmy zawsze się powygłupiać i realizować jedne z tych dzikich pomysłów których miał pełno. A teraz ? Teraz to szkoda gadać. A to wszystko wina Payton która chce mieć kontrole dosłownie nad wszystkim ! Nawet nade mną. Jesteśmy młodzi i powinniśmy cieszyć się życiem póki możemy ponieważ jest ono niesamowicie ulotne.
Usiadłem przy oknie i wtuliłem się w mięciutki fotel który pachniał waniliom. Piętnaście minut później zaczęliśmy unosić się w górę, co było znakiem, że mogę iść spać. Cały lot spędziłem właśnie na spaniu, jedzeniu i wygłupianiu się z chłopakami. Po trzy godzinnym locie wkońcu dolecieliśmy do miasta grzechu i rozpusty !
Tuż przy wyjściu czekali na nas dwaj ochroniarze, którzy wcześniej odebrali nam bagaże. Przepychaliśmy się przez tłumy ludzi w których zalazło się kilku moich fanów, podpisałem im parę autografów i wykończony wróciłem do limuzyny. Tam otworzyliśmy wcześniej dla nas przygotowanego szampana i rozpoczęliśmy ten wspaniały weekend jak należało.
3 miesiące później
W wesołym nastroju poszedłem do kuchni aby zaspokoić głód. Otworzyłem lodówkę, która jak zawsze była pełna pysznego jedzenia. Wyciągnąłem lazanie, którą przygotowała mi mama  przed swoim wyjazdem do przedszkola, i spróbowałem ją podgrzać. Niestety nawet w tym nie jestem dobry. Sos za mocno się zagotował i wszystko rozlało oraz rozprysnęło się na całą kuchnię. Zaskoczony tą całą sytuacją, zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu i szukałem jakiejś ścierki. Nie za często tutaj urzęduję więc nie wiem, gdzie co leży. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po kuchni, ujrzałem ręczniczek. Namoczyłem tkaninę i zacząłem nią sprzątać. Najpierw od blatu, a skończyłem na podłodze... Po nieplanowanej akcji, włożyłem resztki do talerza i poszedłem z nim do jadalni by zjeść posiłek w spokoju. Usiadłem na sofie i włączyłem TV. Akurat leciała „Hannah Montana”, więc pogłośniłem i rozsiadłem się wygodniej. W pewnym momencie była śmieszna akcja, dostałem ataku padaczki i cała zawartość talerza znalazła się na mojej koszulce.
   - Justin, synku coś ty narobił ! - Usłyszałem głos swojej mamy który z każdą sekundą nabywał błagalny ton. Ciekawiło mnie tylko skąd ona się tutaj wzięła, miała przecież być po Jaxona w przedszkolu, coś za szybko wróciła. Wzruszyłem tylko ramionami i odsunąłem się na bok aby dać mamie działać.
Nie ma to jak dorosły facet mieszkający ze swoją mamą, tatą i rodzeństwem. Tak, ku mojemu zdziwieniu moi rodzice znów są razem i w piątkę mieszkami w naszym starym domu w Stratford. Oczywiście często jestem poza nim ale oficjalnie mieszkam tutaj. Z moich planów na życie nic nie wyszło, ja po po prostu się do tego nie nadawałem. Dalej myślę o Channel i nie potrafię się dobrze bawić bez niej. Owszem jak każdy w moim wieku lubię iść z kumplami na miasto i się zabawić ale taki tryb życia na dłuższą metę to nie dla mnie, ja jednak wole własny dom i rodzinę w której brakuje jedynie jednej osoby. Wogóle pobyt z chłopakimi w Las Vegas okazał się jedną wielką klapą. Aż szkoda wspominać so się tam działo. Okna mojego hotelowego pokoju skierowane były na wielki bilbord promujący wiosenną kolekcje Nilsa Vuittona, twarzą tej kolekcji był nie kto inny jak Channel Black. Pokojówki zawinęły cześć moich rzeczy, głównie bielizne i jeszcze kilka osobistych pierdół. Ale jedną z najgorszych rzeczy było to gdy chłopaki spili się do nieprzytomności i na środku ulicy zarzygali mi nowiutkie Supry, zdjęcie z tego wydarzenia wylądowały na pierszych stronach gazet !
Poszedłem do siebie do pokoju aby pozbyć się tych ufajdanych ciuchów. Przebrałem się i trochę odświeżyłem. Znów poszedłem do kuchni gdzie moja mama sprzątała po mnie to czego ja nie zauważyłem.
   - Przepraszam... - Mruknąłem pod nosem. Mama tylko pokiwałam głową a potem zrobiła dosyć dziwną minę.
   - Justin, mam do ciebie jedną sprawę muszę zaraz zawieść Jazmyn na balet. Mógłbyś coś dla mnie zrobić ?
   - Pewnie, a co ?
   - Na samym końcu ulicy, ten zielony domek, wiesz który prawda ? Tam wprowadzili się nasi nowi sąsiedzi. Idź tam i zaproś ich na następną sobotę na obiad. - Na tą wieść przewróciłem teatralnie oczami i się zgodziłem. Raczej innego wyjścia nie miałem. Ubrałem czarne buty z DC które miały w środku ciepłe futerko i kurtkę. Przez niecałą minute szedłem przed siebie a potem zapukałem do drzwi. Jeden raz nacinąłem dzwonek a potem drugi i trzeci aż wkońcu zrezygnowałem. Obróciłem się i postawiłem już jedną nogę na schodu gdy usłyszałem ze drzwi się otwierają. W progu stała niska, drobna blondyna o błękitnych oczach i mlecznej karnacji. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało a z jej ust wydobyło się "W czy mogę pomóc ?"
   - Ty jesteś Alison Price ? - Zapytałem spoglądając na blondynę.
   - Nie to moja mama, a przekazać coś ? - Dziewczyna oparła się o framugę drzwi, miałem już coś powiedzieć ale pod moje nogi nagle wbiegł jakiś pies nie trwało to długo, zwierzak pobiegł w stronę furtki którą zostawiłem otwartą. Dziewczyna krzyknęła ale to nic nie dało, pies biegł dalej. Sekundę później usłyszeliśmy pisk opon i skomlenie psa. Blondyna nie zwracając an nic uwagi odepchnęła mnie z ogromną siłą i pobiegła przed siebie. Nie patrząc na nic ruszyłem za nią. To co oboje zobaczyliśmy przeraziło nas. Dziewczyna klęknęła na środku drogi.
   - Nie ! - Nie krzyknęła rozpaczliwym głosem. - Błagam.. - Dodała po chwili bardzo cicho ale ja i tak to słyszałem. Spojrzała na niewielką kałuże krwi i zmarszczyła nos, spuściła głowę, zaczęła cicho szlochać. Wokół tego całego zdarzenia zebrał się spory tłum gapiów. Nie mogłem na to patrzeć a to wszystko była moja wina, bo to ja nie zamknąłem tej furtki ! Nasza znajomość zaczęła się w naprawdę świetny sposób. Złapałem ją w pasie i odciągnęłam od tego wszystkiego. Udaliśmy się na bok a wtedy dziewczyna mocno się we mnie wtuliła, po chwili moja kurtka była cała mokra, próbowałem ją uspokoić ale w tym momencie było to nie możliwe. Podeszła do nas jakaś kobieta.
   - Kim kol wiek jesteś zabierz ją do domu, ja się wszystkim zajmę. - Powiedziała surowym tonem, zrobiłem to co mi kazała. Dosłownie siłą zaciągnąłem ją do środka i posadziłem na jakimś fotelu, chyba w salonie.
   - Jesteś tutaj ? - Spytałem machając jej dłonią przed oczami.
   - Tak.. -Odpowiedziała.
   - Gdzie jest łazienka? Musisz się umyć.
   - Na górze - Odpowiedziała nadal nieobecna. Złapałem ją za rękę i poszliśmy na pierwsze piętro. - Tutaj. - wskazała na pierwsze napotkane drzwi. Weszliśmy do środka. Posadziłem mnie na skraju wanny i zacząłem się jej przyglądać. Krew z która znajdowała się na jej rękach przeniosła się nawet na jej twarz.
   - Jak masz na imię ?
   - Kayla
   - Ładne imię, a ile masz lat ?
   - Siedemnaście
   - Jak się czujesz ?
   - Źle - Zadając jej te pytania chciałem jakoś wybudzić ją z tego transu. Dziewczyna spojrzała mi w oczy i znów zaczęła płakać. Przytuliłem ją delikatnie.
   - Ciii... Tylko nie płacz 
   - Przypominasz mi kogoś. - Szepnęła mi do ucha. Wtedy do łazienki weszła ta sama kobieta która kazała mi zaprowadzić Kayle do domu. Zapewne była to jej mama. Kayla odrazu uwolniła się z mojego uścisku i podbiegła do kobiety.
    - Już dobrze, uspokój się... - Powiedziała gładząc ją po włosach. - Kim jesteś ? - Zapytała zwracając się do mnie.
    - Jestem Justin, Justin Bieber. - Odpowiedziałem. Wtedy Blondynka spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Moja mama kazały mi tutaj przyjść i zaprosić was na obiad w przyszłą sobote.
* * *
Jak zwykle mogło być lepiej, ale tym razem nie będę się użalać jak to jest źle. Spróbuje krótko tutaj coś napisać ale nie wiem czy mi się uda:
  • Hasło odgadnięte: Koniec przygód Channel i Justina w trzeciej części - i to dosłownie.
  • Dodałam zakładke "Bohaterowie"
  • Dodałam zakładke "Wasze blogi - już niedługo ją uzupełnie.
  • Blog http://who-owns-my-heart.blogspot.com/ jest zamknięty dla wszytskich i nikogo tam nie zaprosze.
  • Następny rozdział będzie jakoś w następny czwartek, wyjeżdżam na weekend i znów mam tydzień pełen sprawdzianów.
  • Ma tutaj być 56 komentarzy bo jak nie.. to nic, i tak dodam rozdział ale ma tu ich tyle być. ; D
  • Kocham was !. ; ***
See ya!

niedziela, 31 października 2010

Rozdział 55 - To już definitywny koniec.

   - Czy choć raz nie mógłbym odsapnąć? Dopiero co miałem koncert i już znowu mam jechać? Jak tak dalej będzie to się wykończę i moją karierę szlak trzaśnie! Wtedy będziecie zadowolenie ?! - Wydarłem się wściekły, a zarazem zmęczony. Gdzie jeszcze mam jechać, do cholery ? Miałem tego wszystkiego dość, serdecznie. Najchętniej uciekłbym daleko, gdzie nikt mnie nie zna. Więc niech się odczepią i znajdą nową ofiarę !
   - Justin, rusz tyłek i idź na ten koncert! Przecież nie musisz jechać, możesz dojść. To tylko kawałek. - Tłumaczył Christian, mój kumpel. Następny się znalazł.
   - Czy wy nie potraficie do cholery zrozumieć, że mam dość ? - Tupnąłem nogą zupełnie jak małe dziecko i wyszedłem z pomieszczenia. Wbiegłem po schodach jak obrażony przedszkolak i zamknąłem się w hotelowym pokoju. Zaraz będą wisieć na moim drzwiach, a nawet na oknach, jestem tego pewny. Ale ja stąd nie wyjdę, obiecuję sobie i im. Wiem, że to oni powinni być dla mnie najważniejsi i pewnie teraz specjalnie czekają na mój występ, ale nie potrafię, cholera nie potrafię ! To wszystko straciło sens gdy straciłem Channel ! Dlaczego wszystko musi się kręcić wokół niej, no kurwa dlaczego ? O co w tym chodzi ! Zostawiła mnie, zostawiła samego z tym wszystkim, wytykając przy okazji wszystkie, nawet te najmniejsze czasem nie mające znaczenia błędy a sama święta nie była ! Zrobiłem już wszystko aby ją odnaleźć, ale na marne, przepadła i ślad po niej zaginął. Ja nawet nie wiem czy ona żyje, czy jest zdrowa czy szczęśliwa.. Wynająłem kilku prywatnych detektywów, obdzwoniłem jej całą rodzinę, przyjaciół, ludzi z pracy, szpitale, szukałem informacji po różnych hotelach i klubach po prostu wszystko co mogłem. Dzień w dzień myślałem o tym co teraz z nią się dzieje. Pewnie teraz wcale o mnie nie myśli, wyrzuciła mnie ze swoich wspomnień w efekcie czego rozpoczęła zupełnie nowy, inny od wszystkich rozdział w swoim życiu.. Jeżeli ona zamierza ze mną tak to ja też. Koniec z tym, z nią. To już definitywny koniec. Najgorszą rzeczą w tym wszystkim było to że ona pozwoliła na to abym się w niej zakochał, pokochał tak mocno abym nie widział świata poza nią.
Ze swojej kieszeni wyjąłem małe zdjęcia na którym byliśmy oboje, zapalniczkę i paczkę papierosów. Odpaliłem jednego zaciągając się dymem który drażnił moje płuca w między czasie obserwując jak jej wizerunek pochłaniają niewielkie płomienie.
   - Justin, synku otwórz te drzwi. - Lamentowała moja matka.
   - Bieber, ty popaprańcu liczę do trzech i jak nie otworzysz to wywarze to drzwi ! Jeden, dwa, trzy ! - Krzyknął Usher który był już wyprowadzony z równowagi. Usłyszałem głośny huk, salwę przekleństw a potem dziki śmiech Payton.
Po dziesięciu minutach nie wytrzymałem i wyszedłem z pokoju. Jak wcześniej myślałem ustawili się w rządek i pukali kilkadziesiąt razy w drzwi. Tak, mam cudowną ekipę, naprawdę. Stwierdziłem w myślach, że zachowuję się jak rozkapryszony dzieciak, ale okej, nie powiedziałem tego głośno - tyle się liczy. Spojrzałem na nich słodkimi oczami, a oni wywrócili swoimi.
   - Dobra jedziemy ! - Rozkazałem i już po chwili znajdowałem się w samochodzie, usiadłem na tylnych siedzeniach. Do uszu włożyłem słuchawki i po kolej puszczałem kawałki AC/DC. Zamknąłem oczy aby się odprężyć. Ktoś załapał mnie za ramię a potem potrząsnął, gdy rozchyliłem powieki zobaczyłem przed sobą twarz Pay.
   - Justin, paliłeś ? - Spytała.
   - Tak, a ktoś mi zabroni ?
   - No nie..
   - No właśnie.
   - Nel nie lubiła tego.
   - Nel nie ma. Jasne ? Wyjechała i ma nas wszystkich głęboko w dupie. Nie mów mi o niej, ona wymazała mnie ze swojego życia więc ja też chce ją wymazać. Channel Black dla mnie nie istnieje !
   - Justin, skąd wiesz że to zrobiła ?! - Spytała marszcząc czoło i groźnie na mnie spoglądając.
   - Mówiłem ci żebyś nie mówiła przy mnie o tej suce ! - Powiedziałem teatralnie przewracając oczami.
   - Ale..
   - Nie ma żadnego ale..- Ponownie włożyłem słuchawki do uszu i znów zacząłem słuchać muzyki mając nadzieje że nikt nie słyszał tej rozmowy, ale znając Payton i tak powtórzy Christianowi, prędzej czy później.
Wkońcu dojechaliśmy na miejsce. W ciszy weszliśmy na olbrzymią hale. Tam zajęły się mną stylistki.
-JB wchodzisz, idź na scenę, już... - Wszyscy mnie poganiali a ja stałem jak słup. Wziąłem mikrofon do lewej ręki i wybiegłem do fanów na scenę, kazałem się wszystkim uciszyć. Nie byłem dzisiaj w dobrym humorze co było widać na pierwszy rzut oka. Wystawiłem prawą rękę ku górze a wzrok spuściłem na swoje buty a wtedy z głośników wydobyły się pierwsze nuty "Baby" . Przełożyłem mikrofon do drugiej ręki i przystawiłem sobie go do twarzy a w między czasie przełążyłem ciężar ciała z jednej nogi na drugą, zacząłem śpiewać. Nim się obejrzałem zaśpiewałem już kilka piosenek. Następna miała być już ostatnią. Pomiędzy słowami zwrotki piosenki "U smile" zdążyłem wypowiedzieć kilka wyrazów typu "Cześć wszystkim, jak się macie?". Przed sobą miałem tysiące rozwrzeszczanych dziewczyn, które szykowały się do wyrzucenia staników na scenę. Odsunąłem się na bezpieczną odległość i śpiewałem dalej, jednak szybko skończyłem. Dobrze, że miałem zaśpiewać tylko sześć piosenek, bo nie zniósł bym ich dłużej. Zastanawiam się dlaczego tak reaguję, przecież zawsze cieszyłem się na koncerty i to wszystko. Nie tchórzyłem i zawsze z chęcią śpiewałem.

niedziela, 10 października 2010

Rozdział 54 - Bieber Boss skurwysynów - Koniec części II

Na początek chciała bym napisać coś prosto z serca, nie wiem od czego się zabrać i nie mogę tego złożyć w logiczną całość no ale spróbuje i nie zdziwcie się jak tego nie zrozumiecie. Jest mi smutno - zawiodłam was, siebie też. Taka jest prawda i nie zaprzeczajcie, chciałam dobrze wyszło źle, w ogóle wszystko co ostatnim czasem robię jest źle. Ale mi to już wisi, zdałam sobie sprawę że nie powinnam się tym przejmować bo i tak nie będzie nigdy tak że wszystkim dogodzę, bo tak się nie da. To jest moje opowiadanie, będę tu pisać co chce i kiedy chce. Nie pozbędziecie się mnie stąd tak szybko, nie ma szans. Dzięki tym kilku osobą co dzisiaj mnie wspierały zostanę tutaj jeszcze. Bo kocham pisać, mimo to że nie zawsze mi to wychodzi. Kocham usiąść na starym krześle przy biurku i dać tam nogi, ubrać coś wygodnego i po prostu pisać te niestworzone historie. Wtedy odcinam się od rzeczywistości i jest mi lepiej...

Dodaje często krótkie rozdziały - co takie krótkie ?!
Dodaje długie rzadko - co tak rzadko ?!

Jest w opowiadaniu dużo akcji, czasem trochę nierealnej ale jest - moda na sukces, żal.
Nel i Justin mają spokojny dzień, spędzają ze sobą po prostu czas - nuda.


Chce zakończyć opowiadanie - nie, nie rób tego ! Serce mi pęknie, ja je kocham < 3
Chce pisać trzecią część - y... nuda. Weź je lepiej już skończ.
To są tylko nieliczne przykłady...
Mimo to chcę wam bardzo gorąco podziękować, za to że byłyście ze mną przez te wszystkie rozdziały. Dziękuję wam, że komentowałyście, płakałyście i śmiałyście się razem ze mną to jest dla mnie naprawdę cudowne... Mam nadzieje że to jeszcze nie koniec tego wszystkiego.

No a teraz bardzo chce przeprosić za to że nie pisałam tutaj tyle czasu. Są dwa powody, jeden z nich to szkoła (czas, a raczej jego brak) a drugi to że nie mogłam napisać tego rozdziału. Zamiast to robić pisałam na o Alice i Samancie, również wzięłam się za III część. Mam już prolog i 3 rozdziały... A co do tego to planuje zacząć ją opublikować w grudniu... Wcześniej nie dam po prostu rady... I nawet mnie o to nie proście. Chce sobie zrobić przerwę od tego bloga co mi dobrze zrobi. Tak w ogóle to jeżeli skończycie czytać ten rozdział to sobie coś pomyślicie, ale odrazu wam mówię że tak się nie stanie bo to było by nudne.. Część III o tym nie będzie... I sorry że skończyłam ją w taki sposób ale brak pomysłu.. muszę sie przyznać.. Tak wogóle inaczej się nie dało..

Przez ten czas wpadajcie tutaj :
Do mnie na:
Do Emilki na:
Do Gabi na:
Do Dominiki na:
Do Agnieszki na:
Do Oli na:

Co do informacji o III części przez GG to informuje tych co poinformowałam o tym rozdziale ponieważ oni są na liście, jeżeli też chcesz to pisz do mnie na GG.


A teraz chciała bym wam podziękować za tą niesamowitą statystykę:


Liczba komentarzy
2553
Liczba odwiedzin
63965
Liczba obserwatorów
278

No a teraz aby nie przeciągać rozdział. Miłego czytania.. Ciekawe jak można miło czytać coś co jest do dupy..

Oczami Jessici
Stałam tam i się wszystkiemu przyglądałam nie wykonując najmniejszego ruchu. Woda z każdą sekundą przybierała intensywniejszą barwę. Usłyszałam czyjeś kroki, spanikowana odwróciłam się za siebie. Zobaczyłam biegnącego w moją stronę Jeydona.
- Co się tutaj dzieje ? - Spytał zdyszany. Bezradnie pokręciłam głową robiąc jednocześnie kilka kroków w tył. Chłopak nie zważając na nic ściągnął buty i skoczył do basenu. Po krótkiej chwili wynurzył się z wody, w ramionach trzymał Channel. Wyciągnął ją na kafelki na których zrobiła się gęsta bordowa smuga krwi. Dopiero teraz dotarła do mnie zaistniała sytuacja. Zgodnie z poleceniami Jeya zadzwoniłam na pogotowie, z początku nie mogłam wydusić z siebie ani jednego słowa lecz w końcu udało mi się. W oczekiwaniu na karetkę podeszłam bliżej. Spoglądnęłam na dziewczynę której Jeydon robił sztuczne oddychanie. Leżała tam bez ruchu, blada, bezsilna i kompletnie wykończona walcząca o życie. Zrobiło mi się jej żal po raz pierwszy. Usłyszałam syrene pogotowia. To wszystko stało się tak szybko, nim się obejrzałam jej już nie było. Jeydon pociągnął mnie za rękaw od bluzy i zaprowadził do samochodu. Odpalił silnik po czym ruszyliśmy. Jechaliśmy w kompletnej ciszy. Słońce już dawno temu zaszło za horyzont. Światła aut nadjeżdżających z nad przeciwka raziły mnie po oczach wywołując światło wstręt. Dopiero pod koniec jazdy Jey się do mnie odezwał.
- Powiedz że to był wypadek i nie zrobiłaś tego specjalnie. Ona się po prostu poślizgnęła.
- Chciała bym. - Odrzekłam odwracając wzrok. Jey prychnął pod nosem patrząc na mnie z pogardą. - Ja nie chciałam. - Dodałam po chwili. Skłamałam. Chwilę później zajechaliśmy pod ogromny budynek szpitalu i szybko ruszyliśmy w stronę drzwi wejściowych.
*
Mijały godziny, minuty, sekundy. Czas dłużył się niemiłosiernie. Siedziałam pod salą z Jeyem który nadal milczał. Nawet nie miałam pewności czy pod dobrą, nikt nie chciał a może nie mógł nam udzielić poprawnej informacji.
- Dasz łyka ? - Spytałam się chłopaka który właśnie przyszedł z kolejnym kubkiem kawy. Powoli przeniósł swój wzrok na mnie. 
- To ty możesz pić kawę ?
- A czemu miała bym nie móc ?
- Ja to tam się nie znam na tym co wolno kobietą w ciąży a co nie. - Powiedział podając mi kubek z ciepłym napojem. Wzięłam kilka łyków. Z sali wyszedł lekarz. Podniosłam się z krzesła i stanęłam przed doktorem w białym fartuchu, który na czole miał liczne krople potu.
- Co z nią ? – Zapytałam ledwie słyszalnie. Razem z Jeydonem czekaliśmy na jaką kolwiek odpowiedź 
-Kim jesteście dla.. - Spojrzał na jakieś notatki, które wręczyła mu pielęgniarka – Channel Black ? Po krótkiej chwili odpowiedziałam niepewnie:
- Jesteśmy jej przyjaciół.
- Przykro mi ale udzielamy informacji tylko rodzinie.
- Ona nie ma żadnej rodziny. - Odrzekłam. Lekarz uległ, wytłumaczył nam co się z nią stało i w jakim jest stanie. Mówił strasznie szybko, niewyraźnie przez co wyłapywałam jedynie pojedyncze słowa próbując je skleić w logiczną całość - głowa, krew, śpiączka, pamięć, wspomnienia, ból i czas. To było takie pokręcone, kompletnie nie zrozumiałe jak dla mnie. Spowrotem usiadłam na krześle.
- Jessica ! Przecież jak Justin się dowie to cie zabije ! - Usłyszałam głośny krzyk. - Tylko przestań się donerować, nie powinnaś. - Dodał po chwili próbując mnie uspokoić.
- Odpierdol się odemnie ! Nie jestem w ciąży więc przestań mnie traktować jakbym była za szkła a Justin nie musi się o niczym dowiedzieć !
- Coś ty powiedziała ?
- Głuchy jesteś ? - Odparłam. Podniosłam się na równe nogi i zrobiłam rundkę wokół własnej osi. Miałam wrażenie że Jeydon za chwile mnie rozszarpie na malutkie kawałeczki.
- Jak to ty nie jesteś w ciąży ?
- Po prostu nie jestem, nigdy nie byłam, wymyśliłam to wszystko.. - Wzięłam głębszy oddech i kontynuowałam swoją wypowiedź: Nawet nie waż się o tym mówić Justinowi, bo tego pożałujesz, tak samo nic nie powiesz o tym co się stało i zaraz stanie.
- Ale jak to ? Musimy jak najszybciej do niego zadzwonić ! On musi się o tym wszystkim dowiedzieć.
- Ile razy będę ci jeszcze powtarzać że on się o tym nie dowie ? Rozumiesz ? Nikt się nie dowie, słyszałeś co powiedział lekarz ? Channel ma poważny uraz głowy, jest w śpiączce farmakologicznej, będą ją wybudzać dopiero za kilka dni, straciła pamięć której może już nigdy nie odzyskać. A wiesz co to oznacza dla nas ? Dla mnie ? Nie będzie pamiętać kim jest, nie będzie pamiętać o Justinie..
- Jessica ! Ty jesteś nie normalna, a może masz po prostu schizy ? Głos w twojej głowie każe ci to wszystko wymyślać, widzisz jakieś postacie w czarnych płaszczach ? Ja ci w tym twoim chorym planie zdobycia Justina nie pomogę, nawet mnie w to nie mieszaj. - Powiedział śmiejąc się. Bezradnie pokręciłam głową i podeszłam do chłopaka łapiąc go za koszule.
- Słuchaj ty mnie, jesteś już w to wmieszany czy tego chcesz czy nie. To co zrobiłam to była próba zabójstwa, a za to się idzie do więzienia. Możesz teraz pójść z tym do Justina oraz na policje i spędzimy kilka lat w pierdlu.
- My ? Chyba ty tam pójdziesz ! Ja nic nie zrobiłem. - Syknął.
- Niby nic, ale mogę tak to pod koloryzować że nieźle cie w to wmieszam ! Jeydon Wale... były chłopak Channel Black.. stęskniony za swoją była dziewczyną.. zdesperowany ! Próbuje ją zabić razem z psycho fanką Justina - Lauren Cyrus.. W ostatnim momencie mięknie mu serce i zwala całą winę na swoją wspólniczkę, kilka miesięcy później znów próbuje ją zabić, utopić. Jeżeli on jej nie może mieć, to nikt. Czy to nie dziwne że znowu ją uratowałeś, znowu byłeś na miejscu wypadku ? - W jego oczach pojawił się strach, wiedziałam że tymi słowami zrównam go z błotem. - No to jak będzie ? - Spytałam go.
- Niech ci będzie.. - Mruknął. - Jaki masz plan ? - Dodał po chwili. Uśmiechnęłam się do niego chytrze.
Oczami Jeydona
Jessica uśmiechnęła się do mnie.
- Zobaczysz. - Powiedziała bez żadnego entuzjazmu. - A teraz jedźmy. - Wyszliśmy ze szpitala i wsiedliśmy do auta. Tym razem prowadziła Jess. Dalej nie mogłem oswoić się z tą myślą że nie jest w ciąży, Nel leży w szpitalu a ja jestem w to wszystko wplątany. W tą głupią gierkę, która prędzej czy później wyjdzie na jaw. Wkońcu dojechaliśmy. Dziewczyna odrazu przeszła do sedna sprawy. Wyciągnęła ciuchy Nel z szafy i spakowała je do worków, nie wiem dlaczego ale nie wszystkie, starannie je wybierała, o nic nie pytałem. Nie interesowało mnie to zbytnio. Poszedłem do salonu i tam siedziałem. Przez następną godzinę Jessica krzątała się po domu.
- Już wszystko gotowe, możemy stąd jechać. - Powiedziała siadając koło mnie.
- Za chwile, tylko najpierw mi powiedz co ty zamierzasz teraz zrobić.
- Gdy tylko to będzie możliwe Nel opuści Los Angeles i wyjedzie do NY, tam zacznie nowe życie pod twoją opieką, jako Daniel Blair. Zamieszka na Brooklynie, załatwię jej jakąś prace, dokumenty. Będziesz jej chłopakiem i będziesz pilnować aby o niczym się nie dowiedziała... - Bezradnie pokręciłem głową i przytaknąłem. Musiałem się na to zgodzić, nie miałem innego wyjścia...
kilka dni później
Oczami Justina
Wszedłem do domu, panował w nim okropny zaduch i dziwna atmosfera. Było tak pusto, ponuro. Ściągnęłam kurtkę i powiesiłem ją w szafie. Wszedłem po schodach na górę a następnie do naszej sypialni. Miałem nadzieje że zastane tam Nel, chciałem zrobić jej niespodziankę bo wróciłem tydzień wcześniej. Lecz nie było jej tam, nie było jej w całym domu. Wyciągnąłem telefon z kieszeni a z listy kontaktów wybrałem jej numer. Jeden sygnał..drugi (...) "zostaw wiadomość po sygnale". Zadzwoniłem jeszcze kilka razy ale bez żadnego rezultatu. Odłożyłem telefon na szafkę nocną. Usiadłem na łóżku i głośno westchnąłem. Zacząłem gapić się tępym wzrokiem w sufit. Mój telefon zaczął wibrować. Zerwałem się z łóżka i szybko odblokowałem klawiaturę. To jednak nie był SMS od Nel, napisał Christian... " Bieber, ty truflu ! ; D . Co ty znowu odpierdalasz, TeleZakupy Mango czy co że nie mogę się do ciebie dodzwonić ?! ; //  Nawet nie uwierzysz co się stało !!! Oświadczyłem się !! ; )) Kminisz to ?! Hajtnę się z Payton. ! ; p Weź kurwa do mnie zaraz zadzwoń bo nie ogarniam .. ! ( ; " - Mocno ścisnąłem telefon w ręku i rzuciłem nim tak że się rozpiździł na milion małych kawałeczków, zupełnie jak ostatnio. Nie wiem dlaczego ale nie cieszyłem się z tego, nie to żeby mi to jakoś przeszkadzało, po prostu się jeszcze nie oswoiłem z tą myślą. Wybrałem ponownie jej numer, tym razem z domowego. "Bieber weź się opanuj, ona po prostu nie może odebrać." Pomyślałem, zszedłem na dół kierując się w stronę salonu lecz po drodze zahaczyłem jeszcze o kuchnie. Na blacie leżało małe beżowe pudełeczko którego wcześniej nie dostrzegłem. Otworzyłem je, w środku był łańcuszek z literką "J" i koperta. Ten widok mnie zaniepokoił. Szybko ją chwyciłem i otworzyłem. Wyciągnąłem skrawek papieru. Był to list od Nel... odrazu rozpoznałem jej pismo mimo to że było nieco bardziej staranne, i pochyłe niż zawsze a w niektórych miejscach takie dziwne, jakby trzęsła się jej ręka kiedy to pisała. Do moich oczu napłynęły tysiące łez gdy tylko przeczytałem pierwsze zdanie. Czyli to prawda, zostawiła mnie. A ja głupi odliczałem dni, godziny, minuty a nawet sekundy do spotkania z nią, a przebyty czas był tylko chwilą abym dowiedział się, że straciłem wszystko. Zamiast uśmiechu mam łzy wylewające się hektolitrami przepełnionych pustką i samotnością, żadna gąbka na świecie ich nie wchłonie.. Jak w ogóle  mogłem pomyśleć że ona mi wybaczyła ? Po tym co jej zrobiłem ? Po co wogóle dała mi jaką kol wiek nadzieje ? Czy chciała żebym czuł się tak w jaki sposób jak ona wtedy, trzy lata temu ? Co ja sobie wyobrażałem, no kurwa co ?! Że ona po raz kolejny rzuci mi się w ramiona, że zapomni o wyrządzonej krzywdzie i zaczniemy żyć jak w bajce ? Że pewnego dnia, na piaszczystej plaży o zachodzie słońca powiemy sobie "Tak" i zrobimy małą gromadke dzieci ? Że nigdy się nie rozstaniemy przez co zestarzejemy się na starej kanapie ciągle mówiąc "Kocham cie"? Że nasza miłość nigdy nie wygaśnie ? Myliłem się bo przecież  Bieber Boss skurwysynów... To ja.

"Czy można kochać i nienawidzić tę samą osobę? Można. Ale szybko gubisz się między 'wynoś się w cholerę' ,a 'błagam, wróć'."

sobota, 25 września 2010

Rozdział 53 - To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem.

Rozdział z dedykacją dla Emilki L. Bo ma dzisiaj urodziny < 3
Film mi się urwał, tak sama jak za każdym razem kiedy byłam chora. Nie pamiętałam kilku poprzednich godzin z mojego życia i wszystko mi się mieszało. Z zamkniętymi oczami ziewnęłam cicho i chciałam się przeciągną, ale Justin tak mocno ściskał mój brzuch, że ledwo oddychałam. Ostrożnie rozplątałam jego dłonie i przekręciłam się przodem do niego. Patrzyłam jak słodko śpi, w dodatku z otwartymi ustami i zaschniętą śliną na policzku. Wywróciłam oczami i wytarłam go rękawem jego bluzy, jak malutkie dziecko. Zaciamkał  głośno i położył się na plecach przyciągając mnie do siebie. Minęło jakieś pięć minut, już nie mogłam tak leżeć więc powoli i delikatnie uwolniłam się z jego uścisku próbując go przy tym nie obudzić. Nie wiem czy miało to jakiś sens bo w między czasie zachciało mi się z nim porozmawiać. Byłam uzależniona od jego głosu. Zawsze mogłam włożyć w uszy słuchawki od mp3 ale to nie to samo.
- Justin – Szepnęłam cichutko, uśmiechną się lekko i włożył rękę pod moją, ale zarazem jego bluzę. Dobrze, że miałam jeszcze koszulkę pod spodem. - Justin – Zawołałam go po raz kolejny, tym razem usta miałam przy samym jego lewym uchu. Zobaczyłam, że ma w nim dziurkę. kompletnie o niej zapomniałam. - Śpiochu kiedy się obudzisz ? – Jęknęłam cicho pod nosem, byłam lekko zdenerwowana.
- Już nie śpię. – Szepnął, a ja odruchowo podniosłam się z jego ciała.
- Yhym .. sorry. - Wymamrotałam.
- Za co? – Przeciągną się i ziewną dosyć głośno.
- No za to że cie obudziłam, nie powinnam tego robić.
- Nic się nie stało, naprawdę. - Posłałam mu blady uśmiech.
- To dobrze .. Wiesz co ?

- Co ?
- Głodna jestem, nic jeszcze dzisiaj nie jadłam. Pójdę sobie coś zrobić.
- Nie mam mowy, ja ci pójdę zrobić czekaj tutaj.
- Nie musisz.
- Musze, jesteś chora, powinnaś odpoczywać.
- Niech ci będzie. - Opowiedziałam obojętnym tonem. Justin przykrył mnie kocem i wyszedł z pokoju delikatnie całując mnie w kącik ust. To było takie wspaniałe znów czuć jak napiera swoimi wargami na moje. Opatuliłam się ciepłym kocem i przyciągnęłam swoje kolana do brody. Czekałam już dobre pół godziny, JB przepadł i nie wracał. Gdy miałam już wstać z łóżka drzwi się otworzyły. Zobaczyłam że Justin trzyma w ręku sporą tace. Podszedł do mnie i położył ją na stoliku.
- Smacznego. - Podziękowałam chłopakowi i zjadłam naleśniki które mi usmażył.
Wzięłam ostatni łyk jeszcze ciepłej herbaty z miodem i cytryną po czym odstawiłam szkanke.
- Ty nie wiesz, jak ja teraz się czuję. To jest jeszcze gorsze niż twój pseudo ból… – Powiedziałam nagle, nawet nie zastanawiając się nad tym co się obecnie dzieje i czy te słowa mają jaki kolwiek sens. Justin przymkną oczy i pochylił się nade mną. Musną lekko moje usta, nie był nachalny, brutalny czy coś w tym guście. Był delikatny, jak bym była z cienkiego szkła i bał się, że może mnie uszkodzić. Leżał na mnie, dalej z przybliżonymi ustami do moich, na przynajmniej 2 milimetry. Otworzyłam oczy które miałam przymknięte i wpatrywałam się w chłopaka. Uśmiechną się przy moich wargach, że czułam ten jego entuzjazm, który teraz przechodził przez jego ciało.
- Przepraszam, nie powinienem – Odsuną się od mnie i położył obok. Przekręciłam się plecami do niego i westchnęłam głośno.
- Bimber, zawsze wszystko musisz popsuć ?
- Co ? - Spytał unosząc się do pozycji siedzącej. Głośno warknęłam uderzając pięścią o materac łóżka.
- Nic... - Wybuchłam głośnym płaczem i skuliłam się ja precelek. Chłopak objął mnie swoim ciałem i wyszeptał do ucha "Proszę, nie płacz". Pocałował w czubek nosa i zachował się tak jakby czytał w moich myślach.
- Czy to znaczyło że chcesz abyśmy o tym wszystkim zapomnieli ?
- O wszystkim co związane z JJ. - Poprawiłam go.
*
Wsunęłam na siebie obcisłe spodnie i spojrzałam w lustro. Uśmiechnęłam się do swojego obicia, w którym był również Justin, leżał plackiem na łóżku i ciężko dyszał. Zaśmiałam się pod nosem, zapinając guzik od spodni, co było nie lada wyczynem, szczególnie, że dłonie chodziły mi jakbym właśnie dostała padaczki, byłam cholernie zmęczona.
- Ruszaj się, bo się spóźnię a to jest ważna kolacja.– Wymruczałam szczęśliwa na jego widokiem. Założyłam na siebie bluzkę po czym wyszłam z naszej sypialni, zabierając po drodze swoją torebkę. W drodze do garażu zahaczyłam jeszcze o kuchnię skąd wzięłam z lodówki jogurt i w końcu poszłam tam, gdzie miałam iść. Wsiadłam do samochodu chłopaka i czekałam tak aż łaskawie się ubierze i zejdzie na dół. Znudzona zaczęłam stukać paznokciami o szybę, co przyprawiło mnie o ból głowy, natychmiast przestałam i włączyłam radio.
- Pierwsze miejsce należy do Justina Biebera i Jessici Jarrell, kawałka „Overboard”, który idealnie pasuje na samotny sobotni wieczór. – Powiedział DJ i sekundę później usłyszałam piosenkę JB. W tym momencie do samochodu wsiadł on we własnej osobie i zepsuł cały nastrój.
- Wyłącz to, jej głos przyprawia mnie o mdłości. - Syknął Justin.
- Dobra - Powiedziałam bez żadnego entuzjazmu. Musnęłam jego usta i ruszyliśmy. Przez cała drogę rozmawialiśmy, śpiewaliśmy jakieś głupie piosenki i zachowywaliśmy się tak jakbyśmy mieli znów piętnaście lat. To, co dziś jest rzeczywistością, wczoraj było nierealnym marzeniem.
- No to do zobaczenia za dwa tygodnie, szybko zleci zobaczysz. - Powiedział smutnym głosem.
- Mam nadzieje. Tylko się nie wykończ, masz tyle sesji, koncerty, gala i kręcenie teledysku. Dbaj o siebie. -  Wtuliłam się w niego mocno po czym skierowałam się w stronę wejścia do restauracji. W środku czekała już na mnie Emily, redaktorka Vouge i jeszcze jakiś facet, też z tej gazety.
Kolacja trwała już od conajmniej dwóch godzin i wkońcu się skończyła. Wychodząc z restauracji byłam szczęśliwa. Wkońcu będę na okładce specjalnego wydania Vouge a spawa z Jess to przeszłość. Napisałam sms do Jeya aby wpadł do mnie dziś wieczorem. Zgodził się. Zamówiłam taksówkę i wróciłam do pustego domu. Przebrałam się w stary dres, i włączyłam telewizor. Usłyszałam dzwonek do drzwi. Niechętnie podniosłam swoje cztery litery, poszłam otworzyć. Myślałam że to Jeydon przyszedł wcześniej. Otworzyłam drzwi.
- He..y - Wydukałam. Myliłam się. To nie był Jey, tylko Jessica. Wyglądała jakby chciała mnie zabić ! Gdy tylko mnie zobaczyła, podeszła bliżej i bezczelnie pchnęła na ścianą. Uderzyłam w nią plecami, czując od razu ostry ból w okolicy łopatek.
- Dlaczego ty musisz to psuć ! - Krzyknęła. - Ty nie rozumiesz że ja go kocham ? - W jej oczach był smutek i żal.
-Odczep się odemnie i od Justina ! Zrozum on cie nie kocha. - Powiedziałam spokojnie odwracając się do niej placami. - Wyjdź stąd, jak przyjdę nie chce cie tutaj widzieć. - Wzięłam głęboki oddech i wyszłam do ogrodu zostawiając ją tam samą aby ochłonęła. Chciałam zaczerpnąć świerzego powietrze. Usiadłam przy basenie i czekałam chwile z nadzieją że opuści dom. Nie chciałam się z nią wykłócać, chciałam spokojnie żyć. Jessica niestety nie odeszła i jak się okazało poszła za mną. Wstałam i spojrzałam jej prosto w oczy. Dziewczyna złapała mnie za nadgarstki i pchnęła do basenu. Poczułam nieprzyjemny ból. Woda zrobiła się lekko pomarańczowa a z każdą sekundą przybierała czerwoną barwę. Chciałam się wynurzyć ale moje włosy wplątały się w flirt. Zaczęło mi brakować powietrza. Robiłam wszystko co w mojej mocy, ale bez efektów. Z każdą chwilą było już tylko gorzej. To był już mój koniec.
* * * Nie będę sie dzisiaj rozpisywać. To już przedostatni rozdział z II części. Dziękuje ze głosowałyście na Dafidoff w tym konkursie i mam nadzieje że będziecie to dalej robić bo to ważne.
Następny rozdział jak będzie conajmniej 53 komentarzy i 150 głosów w tym konkursie. Dacie radę, wierze w was.
Do następnego ; *

środa, 22 września 2010

Rozdział 52 - We make the sun shine in the moonlight - Part 2/2

NA POCZĄTEK KILKA SŁÓW:
Zaczne może od tej "dobrej" wiadomości, rozdział miał być przed ostarnim ale nie będzie, źle to wszystko sobie rozplanowałam, następny chyba krótki a potem koniec części II.
No a teraz PRZEPRASZAM że rozdział dopiero teraz, ale to nie zależało tak jakby odemnie.
Szkoła - zabijcie mnie. Oprócz piątków będę dopiero 15:45 na chacie, a pewnie dojdą jeszcze niedługo jakieś zajęcia dodatkowe, do domu przychodze padnięta ;/ Nie mam siły na rozdziały. Wogóle dziś była wycieczka na ślęże, jestem wykończona.
Słyszeliście pewnie o tem że niby JB całował sie z Jasmine ? Yhy... Ta to sobie wie jak zrobić reklame, zaczęło się od wspólnych koncertów. W dzień w którym zdjęcia trafiły do neta była w Trenging (jej nazwisko najczęściej się pojawiała w tweetach) na TT i doszło jej kilka tysięcy followersów. Poza tym Caitlin ją unfalowała, dobra ja juz nie wnikam.
Miałam napisać coś jeszcze ale zawsze jak sie za to zabieram to zapominam, ma tu być 52 komentarzy. Przepraszam też za te kiepskie tłumaczenie, ale nie ukrywajmy tego ze nie chciało mi się poprawiać. Kocham was ; 3

- Nie wiem. - Wyszeptałam nieco zachrypniętym głosem. Justin otarł moje łzy a ja jego. To była scena jak z jakiejś bajki. Wbiłam wzrok w czubki jego butów po czym stało się to co wcześniej. Wyminęłam go a on złapał mnie za nadgarstek.
- Co znowu ?
- Gdzie idziesz ?
- No ubrać się a potem planuje pójść spać. - Odparłam bez żadnego entuzjazmu wzruszając przy tym ramionami.
- Aha. - Ruszyłam pewnym krokiem przed siebie. Słyszałam jak idzie za mną i czułam jego obecność a zwłaszcza to jak pożerał mnie wzrokiem. Zawsze czułam gdy na mnie patrzył, miał taki przenikliwy wzrok.- Po co za mną idziesz ?
- Nie idę za tobą tylko idę na góre. Chyba nie sądzisz że znów będę spał na kanapie ? Jest twarda i niewygodna. - Rzekł z grymasem na twarzy.
- Yhy... Tylko cie proszę o to abyś nie gapił się na mój tyłek...
- Dlaczego sądzisz że to robię ? Ty zawsze myślisz że mam brudne myśli.
- Może dlatego ze grymas na twoich ustach przerodził się w chytry uśmieszek ?
- A wcale że nie.
- Właśnie że tak.
- Nie.
- Tak.
- Nie.
- Dobra, skończmy tą beznadzieją konwersacje.
- Dlaczego jesteś taka oschła ? - Nic się nie odezwała tylko weszłam po schodach na góre a Justin za mną. On znikną za drzwiami łazienki a ja poszłam się przebrać w coś do spania i zajęłam miejsce na jednym brzegu łóżka tak aby być jak najdalej niego. Minęła jakaś godzina a ja nie mogłam zasnąć. Nadal źle się czułam, strasznie kręciło mi się w głowie a co chwile przed oczami miałam jakieś dziwne i zamazane obrazy. Postanowiłam wsiąść jeszcze coś na gorączkę i ból głowy. Gdy wróciłam do naszej sypialni z kubkiem napoju rozgrzewającego zobaczyłam jak JB się ubiera. Odrazu spuściłam wzrok na podłogę i usiadłam na foletu przy oknie spoglądając w gwieździste niebo, co chwile biorąc do ust kilka łyków tego ochydztwa. Odstawiłam kubek na szafkę i wstałam. Czułam się jak pijana, nie mogłam utrzymać równowagi. Kiedy się zachwiałam podszedł do mnie Justin.
- Nic ci nie jest ?
- Nie ! - Nie wiem z jakiego powodu krzyknęłam na niego. Moje serce przyśpieszyło po czym zrobiłam krok do przodu i wylądowałam w jego ramionach. Gdyby nie on leżała bym teraz na ziemi, czułam się jak jakaś marionetka. Chłopak zaciągnął mnie do łóżka bo sama byt tam nie doszła. Położyłam się pod ciepłą kołdrą dalej nie mogąc nic zrobić. Czułam jak płonę od środka mimo to było mi zimno. To było uczucie nie do opisania. Bieber położył się kołomnie i mocno ścisnął mój brzuch.
- Jak się czujesz ? Jesteś cała rozpalona, drżysz. Zadzwonię do lekarza. - Powiedział, w jego głosie było słychać ze się o mnie martwi.
- Nie. - Mruknęłam. - Przejdzie mi do jutra. - Chłopak przytulił mnie jeszcze mocniej i delikatnie musną swoimi zimnymi wargami moją szyje. Nie byłam z tego zadowolona, ale nie miałam siły protestować. Mówił coś jeszcze ale nie mogła rozszyfrować co, słyszałam tylko jakiś szum.
Nim zdążyłam zamknąć powieki nastał nowy dzień. Czułam się już lepiej ale nadal nie byłam w pełni zdrowa. Rozejrzałam się po pokoju i nigdzie nie było Justina. Wstałam z łóżka po czym podeszłam do okna. Spojrzałam na niebo, pogoda była niezbyt ciekawa. Zero słońca, chmury i wiatr. Doczłapałam się do szafy z której wyjęłam niebieskie spodenki do kolan, tego samego koloru top, trampki i sweter który miał za długie rękawy i sięgał mi do połowy ud. Szybko się przebrałam, zanim wyszłam postanowiłam przejrzeć się jeszcze w lustrze. Wyglądałam jak zbuntowana nastolatka. Zbiegłam po schodach i weszłam do ogrodu. Po moich plecach przeszły dreszcze, czułam jak lodowaty wiatr rozwiewa moje włosy i pcha mnie w stronę gęstych krzaków czerwonych róż, na dodatek zaczęło kropić. Opatuliłam się ciepłym swetrem i podeszłam do huśtawki na której siedział JB. Zobaczyłam ze pali, robił to tylko wtedy kiedy się cholernie denerwował, w te dni potrafił wypalić nawet dwie paczki dziennie. Nie lubiłam tego. Gdy zrobiłam jeszcze kilka kroków w jego stronę dostrzegłam że cały się trzęsie, jak galaretka. Nie wiedziałam czy to z zimna czy z nerwów. Usiadłam z boku i spojrzałam na niego. Był kompletnie nie obecny. Po prostu siedział i wyglądał, zero rekcji na to że przyszłam.
- Justin - Wyszeptałam. Chłopak spojrzał na mnie, był jakiś taki prze straszony, zagubiony, nie wiem jak to określić.
- Przepraszam, nie zauważayłem cie wcześniej.
- Umhy...
- Co ty tutaj robisz, - Justin objął mnie ramieniem - nie powinnaś być w łóżku ?
- A może jeszcze z tobą ? - Powiedziałam z sarkazmem. Po chwili dodałam -  powinnam, ale chciałam się z tobą zobaczyć. - Powolnym i niepewnym ruchem totknęłam dłoni Justina, mocno ją ścisnęłam. Posłałam mu blady uśmiech i poszliśmy do środka, nie odzywając się do siebie ani słowem. JB usiadł na kanapie. Miałam teraz ochotę podbiec do niego i rzucić mu się na szyje, tak po prostu.  Cholera, dlaczego on tak na mnie działa ? Czy to piekło się nigdy nie skończy ? "Chennel, bądź silna" - Słyszałam to cały czas w myślach, toczyłam walkę z samą sobą. Chciałam bym schować się gdzieś przed niepokojem, który dręczy moją głowę, tylko że tak się nie da. Spojrzał mu w oczy, w te jego czekoladowe oczy. Nie wytrzymałam, rzuciłam mu się w ramiona. To zmieniło wszystko. Czas dla mnie stanął w miejscu, byłam w błogim stanie. Po głowie chodziły mi słowa jego piosenki.

Is a big world
Świat jest duży
Is easy to get lost
Łatwo się zgubić
You've always been my girl
Ty musisz być zawsze moją dziewczyną
And i'm not ready to go
Nie jestem gotowy aby iść
We can make the sun shine in the moon light
My możemy zrobić światło słońca w świetle księzyca
We can make the greay clouds in blue skies
My możemy robić szare chmury na niebieskim niebie
I know is hurth
Wiem, to jest bolesne
But baby believe me
Ale uwierz mi kochanie
That we can't go
Że nie możemy iść
Nowhere but up
Nigdzie ale w górę
From here
Stąd
My dear
Moja droga
Baby we can go nowhere but up
Kochanie nie możemy iść nigdzie ale w górę
Tell me what got to fear
powiedzmi co dostałem przez strach
We are taking to the sky pass the moon to the galaxy
Bierzemy się do nieba, przesuń księżyc w galaktyce
As long as you are with me baby
Tak długo jak ty jesteś ze mną kochanie
Honestly with the strenght of our love
Szczerze mówiąc z siły naszej miłości
We can go nowhere but up
nie możemy iść nigdzie, ale w górę
Is a big world
Świat jest duży
And i'm gonna show you all of it
i idę pokazać Ci to wszystko
I'm gonna lish you with pearls
Chcę iść do Ciebie z perłami
From every ocean
z każdego oceanu

*
Mam teraz wene na mojego drugiego bloga, z Alice, ide tam coś napisać. ;*

sobota, 11 września 2010

Rozdział 52 - We make the sun shine in the moonlight - Part 1/2

Oczami Jessici

Była dopiero dziewiąta godzina ale ja już musiałam jechać do kliniki aby załatwić sprawę mojej ciąży z Justinem której nie ma, tak konkretniej to nie ma żadnej ciąży...
Wsiadłam do mojego srebrnego kabrioletu i ruszyłem w drogę z piskiem opon, po niecałych dziesięciu minutach byłam już na miejscu. Pod budynkiem czaiło się wielu paparazzi, czyli wszystko szło zgodnie z planem. Ubrałam czarne okulary aby nie oślepnąć od błysku fleszy i wyszłam z pojazdu po czym położyłam dłoń na brzuchu wypinając go. Uśmiechając się pod nosem i ruszyłam spokojnym krokiem w stronę wejścia, chciałam aby to wszystko wyglądało bardzo naturalnie.W moją stronę padało wiele pytań odnośnie tej całej sytuacji ale ja milczałam bo na to jeszcze przyjdzie czas.
W recepcji zapytałam się o numer gabinetu lekarza. Udałam się tam i zapukałam, w odpowiedzi usłyszałam stłumione "Proszę wejść" przez białe drzwi. Weszłam do środka i usiadłam na krześle. Odrazu opowiedziałam lekarzowi o co chodzi, z początku był tym oburzony ale gdy na stół powędrowała gruba koperta odrazu zmienił zdanie. Teraz mam już pewność że wszystko co zaplanowałam się uda.
Kilka dni później
Oczami Nel
Usiadłam na kanapie w salonie i przykryłam się kocem po czym skuliłam w kłębek. Było mi potwornie zimno, po całym ciele przechodziły dreszcze a na dodatek moje policzki było potwornie rozpalone. Nawet aspiryna mi nie pomogła. Włączyłam telewizor, przełączyłam na jakiś kanał muzyczny. Właśnie puszczali teledysk tej zasranej Jessici, "Almost Love". Skrzeczała tak że szybko przełączyłam na kolejny kanał, nie mogłam tego słuchać. Trafiłam jeszcze gorzej jeżeli mogę tak to określić. Puszczali jakiś filmik z prób przed koncertem Justina. JB wygłupiał się na scenie do piosenki "Pretty Boy Swag". Wyglądał tak słodko a zwłaszcza gdy wiatr układał każdy kosmyk jego włosów w inną stronę. Łzy same cisły mi się do oczu gdy tylko pomyślałam że to już koniec, koniec NAS. Innego wyjścia z tej sytuacji nie widziałam, zamknęłam się w sobie i nikogo do siebie nie dopuszczałam. Nie wiedziałam co mam zrobić, jak się zachować, czy mu wybaczyć, wyprowadzić się i zerwać kontakt już na zawsze a może po prostu olewać tak jakby nie istniał. Wybrałam trzecią opcje choć były chwile że chciałam do niego podbiec, rzucić się mu się na szyje i przeprosić za moje zachowanie, żeby było tak jak dawniej, niestety brakowało mi odwagi i determinacji. W domu panowała taka dziwna atmosfera, jak z jakiegoś horroru. Nie słyszał mojego głosu od kilku dni a ja jego, może i się odzywał ale ja nie chciałam tego słyszeć. Moje myśli były rozproszone przez co nie mogłam na niczym się skupić,jedynym ratunkiem dla mnie była praca która zawsze odciągnęła mnie od tego wszystkiego.
Szybko wyłączyłam telewizor i poszłam do łazienki. Do wanny nalałam dużo ciepłej wody, zrobiłam sporą piane i dodałam różne olejki. Znużyłam się po samą szyje w efekcie czego odcinając od świata. Nagle usłyszałam jakieś hałasy dobiegające z dołu, z początku myślałam że mi się po prostu przesłyszało ale to się powtórzyły kilku krotnie. Wyszłam z łazienki owijając ciało dużym, białym a zarazem miękkim ręcznikiem który sięgał mi do połowy ud. Zapaliłam światła w każdym pomieszczeniu i sprawdziłam dokładnie wszystkie pokoje. Sam i Suri spali, okna i drzwi były zamknięte, alarm włączony a w domu było pusto. Więc skad te hałasy... ? Lekko pod denerwowana poszłam do kuchni, z szafki nad zlewem wyjęłam czekoladowe musli a wtedy na swojej szyi poczułam czyjś oddech. Moje serce zaczęło bić szybciej, poczułam ucisk w żołądku, cholernie się bałam. Przełknęłam ślinę po czym wydałam z siebie głośny krzyk który został stłumiony przez czyjąś dłoń. Poczułam jak ktoś dotyka mojej talii.
- Już spokojnie... - Wyszeptała mi do ucha osoba stojąca za mną. Odetchnęłam z ulgą a uścisk mnie obejmujący się rozluźnił.
- C..co ty tu..taj ro..obisz ? - Wydukałam. Gdy się obróciłam zobaczyłam Justina z kwaśną miną.
- Odwołałem koncert i przyjechałem do ciebie, nie mogłem wytrzymać już tej presji, byłem niepewny co będzie dalej. - W tym miejscu przystanął aby wsiąść głębszy oddech. Jego ręce znów zawędrowały na moją talie. Trząsł się jak galaterka.- Kocham cie. Błagam,wybacz mi.- Kontynuował drżącym głosem.- Jesteś dla mnie wszystkim. Ja nawet nie potrafię wyrazić tego słowami. Ja rzucę to wszystko i jedyną osobą w moim życiu będziesz ty. Tylko ty będziesz się dla mnie liczyć. Co ja gadam, juz tek jest, tylko ty...A o tą sprawę z JJ się nie martw, zapomnij... Ja cie kocham, rozumiesz ?
- Justin tu nawet już nie chodzi o Jessica tylko o mnie. - Wyszeptałam spuszczając wzrok na podłogę.
- Jak to ? - Spytał marszcząc brwi.
- Nie wiem czy cie jeszcze kocham, ja po prostu tego nie czuje... Czuje ze to co było między nami wygasło ... Nie ma już nic, jedynie pusta którą już nic nigdy nie wypełni...
- Daj spokój, wiem przecież że nadal nas coś łączy i kochasz mnie. Sama tak mówiłaś, że jestem dla ciebie światem i życie, a teraz nie okłamuj samej siebie... - Powiedział przytulając mnie bardzo mocno. Oparłam głowę na jego torsie i zacisnęłam pięści na koszulce.
- Ale to nie to samo co kiedyś. - Mruknęłam.- Myślę cały czas o tym co było między nami i żal mi że to nie wróci. Moja miłość, moje zaufanie do ciebie. Nigdy już tego nie poczuje. Bo teraz wiem że przyżeczenia i wyznania miłości nie ochronią mnie przed cierpieniem i bólem z tym związanym.
- Wszystko zepsułem. Chciałbym cofnąć czas ale nie mogę. Mogę ci obiecać że nigdy więcej cie nie zdradzę. To z JJ było nieświadome, sama przecież wiesz, mówiłem ci...
- To mi nie wystarcza, już ci nie wierze. I nigdy nie uwierzę, za dużo złego się juz wydarzyło.
- Jak mogę to naprawić ? - W jego oczach dostrzegłam łzy które szykowały się aby zrobić strumień na jego policzkach. Ten widok przeprawiał mnie o ból w sercu.
- Nie wiem. - Odparłam. - Próbowałam cie usprawiedliwiać. Przekonywałam się ze już nigdy więcej tego nie zrobisz...
- Bo nie zrobię...
- Może wcale nie o to chodzi, gdybyśmy się nawet z tym uporali, wcale nie wiem czy tego chce.
- Nie chcesz być ze mną ?
- Jeżeli mamy to sklejać obietnicami i zapewnieniami to nie. - Mruknęłam.
- Jestem pewny że powinniśmy być razem, nawet sama mówiłaś tak niedawno.
- Tak jak byliśmy kiedyś razem ? To już nie możliwe.
- To nie znaczy ze nic nie zostało, nie możemy cofnąć czasu ale możemy iść na przód.
- Zacząć od nowa ?
- Tak, tu i teraz. Nie mówię żeby zapomnieć o tym co było ale..
- Justin, przestań ... Wszystko się rozpadło...
- Ale można to odbudować. Chce aby cały świat znów nas zobaczył jak szczęśliwi idziemy przez park trzymając się za ręce i promieniejemy szczęściem. Jak...
- A pomyślałeś czego ja chcę ? Zapomnieć. Po prostu wymazać te wszystkie chwilę spędzone wspólnie z tobą, jeszcze niedawno myślałam inaczej ale to się zmieniło. Doszliśmy w życiu do momentu w którym nasze drogi się rozchodzą i kazdy powinien pójść własną ścieżką. To koniec. A teraz pozwól że pójdę się ubrać. Jutro rano już mnie tutaj nie zobaczysz. - Wyminęłam Justina lecz nie odeszłam zbyt daleko bo mnie zatrzymał łapiąc za nadgarstek. Podszedł do mnie powoli popychając w stronę ściany aż wkońcu się o nią opierałam. Przejechał delikatnie językiem po moich wargach i delikatnie pocałował.
- Czy na pewno chcesz aby ten pocałunek był naszym ostatnim ? - Spytał. Po tych słowach równocześnie po naszych policzkach spłynęły łzy...
* * *
To wcale nie jest takie krótkie jak mi sie zdawało, przynajmniej moim zdaniem ;) Tak wógóle to rozdział taki nudny jakiś . Szkoda że to już przed ostatni z II części, dokończe ten i potem 53...
Pytacie się mnie czy będzie część III, więc odpowiadam że tak. Planuje ją dopiero opublikować w listopadzie. Nię będzie długa. Będzie również troche bardziej realne i mniej "brazylijska" . xD Z chęcią zaczęła bym ją wcześniej ale nie mam czasu przez szkołe . ;/
Tak wogóle to jestem chora i wszystko mnie boli... I nie pójdę do szkoły w poniedziałek i będę się nudzić. Eh... i plastyka mnie ominie czyli nie będzie pogaduszek z Olkiem na temat. JB . ; // hahaha ... Przynajmniej przez ten czas coś napisze ; )
Dobra, już nie przynudzam. 2/2 będzie chyba w piątek. 

piątek, 3 września 2010

Rozdział 51 - nic już nie jest normalne

Na początek kilka spraw:
- Chciałam was przeprosić że nic było tyle czasu nowego rozdziału, powód ? Ojciec i szkoła, jak zapewnie wiecie z opisu GG skasował mi rozdziały (chyba przypadkiem), musiałam pisać to od nowa (przywracanie systemu gówno daje & pisałam na szybkiego bez weny tyle co pamiętałam) dlatego rozdział jest beznadziejny, nie miałam na to ochoty, tamta wersja była troche wzruszająca i bardziej ogarnięta, nie to co ta...
- Następny rozdział będzie już przed ostatnim w II części.
- Sorry że nie informuje, nie mam czasu.
- Ma tutaj być conajmniej 51 komentarzy (podpisywać się i nie spamować)
- Następny może w sobote (11.09.10)
- Nie mam chęci poprawiać błędów.

Oczami Justina

- Hej Justin. - Powiedziała uśmiechając się szeroko.
- Cześć. - Rzuciłem oschle na przywitanie.
- Wejdziesz ? - Spytała.
- No raczej. - Poszliśmy do salonu, usiadłem na kanapie.
- Może, się czegoś napijesz albo coś ?
- Daruj to sobie, i lepiej mi wytłumacz jak to możliwe że jestem ojcem tego bachora. -Jessica skrzywiła usta i usiadła koło mnie.
- Nie nazywaj tego dziecka bachorem... Ale ty naprawdę nic nie pamiętasz ?
- No jak widać nic dlatego proszę cię abyś mi to wkońcu wytłumaczyła !
- Tamtego dnia kiedy zniknęła Channel, nagrywaliśmy piosenkę i ze studia odwiozłeś mnie do domu. Źle się czułeś i byłeś zrozpaczony tą całą sytuacją więc przyszedłeś do mnie a potem zacząłeś się do mnie przystawiać...
- Ty sobie chyba żartujesz ! - Oznajmiłem przerywając jej. - I co ? I zaczęłaś mnie pocieszać tak że wylądowaliśmy w łóżku ?! - JJ przytaknęła. - To się wogóle nie trzyma kupy, tamtego dnia obudziłem się u siebie.
- Eee...bo cie odwiozłam potem.
- I niby dopiero teraz się zorientowałaś że jesteś w ciąży, po trzech miesiącach ?
- Nie, wiedziałam wcześniej tylko nie wiedziałam jak ci o tym powiedzieć, byłeś taki szczęśliwy z Channel.
- Właśnie, byłem, rozumiesz ? BYŁEM ! Ale ty to kurwa musiałaś popsuć... Nie wierze, to się wogóle nie klei i nie ma sensu. - Zacisnąłem pięści na kosmykach włosów. Gdyby mógł to bym jej wychlastał tą wytapetowaną buźkę z chytrym uśmieszkiem...
- Justin, za sześć miesięcy na świat przyjdzie nasze dziecko, uwierz. - Byłem wściekły, ale faktycznie nic nie pamiętam z tamtego wieczoru.
- Ty mnie po prostu złapałaś na dziecko ! Czego ode mnie chcesz ? Kasy, zrujnować karierę, zrobić komuś na złość czy co ?!
- Nic z tych rzeczy.
- Nie uwierzę i nie uwierzę dopóki nie zrobisz tych wszystkich badań, jutro jedziemy do lekarza.
- Dostałeś już przecież wyniki i zdjęcia USG. - Mruknęła krzyżując ręce na piersi.
- Pójdziemy zrobić jeszcze raz, i do mojego lekarza tym razem. Pobiorą ci krew, zrobią USG i wszystko inne co trzeba... - Po tych słowach Jessica wyglądała jakby zobaczyła ducha. - Coś nie tak ?
- Nie, wszystko jest ok... Daj mi numer i adres tego lekarza. - Powiedziała sztucznie się uśmiechając.
- Jeszcze nie wiem gdzie pojedziemy. Tak wogóle przyjadę po ciebie więc to mi nie potrzebne.
- E... Jutro nie będzie mnie u siebie, będą u mamy w San Diego i ona mnie zawiezie więc wyślij mi potem chociaż adres SMS.
- A twoja mama czasem nie mieszka w San Francisco ?
- Tak... Nie, nie. To znaczy przeprowadziła się ostatnio do San Diego. Więc jak będzie ?
- Prześle ci to mailem, nie mogę SMS. - Po tych słowach wyszedłem z jej domu cały wpieniony trzaskając drzwiami. Zadzwoniłem gdzie trzeba i umówiłem się na jutro na wizytę a potem wysłałam adres Jess. Jeździłem zatłoczonymi uliczkami LA kręcąc się w kółko próbując się przyzwyczaić do myśli że będę ojcem. Znudzony postanowiłem pojechać do Chrisa. Pięć minut później byłem już na miejscu. Zadzwoniłem dzwonkiem i otworzyła mi Pay.
- Cześć, jest Chris ?
- Siema, jest.
- Mogę wejść ? - Pay uniosła jedną brew do góry i przygryzła dolną wargę. Była lekko zdenerwowana.
- Nie wiem.
- Dlaczego ?
- Otwórz szerzej te drzwi ! - Usłyszałem zdyszany głos Beadlesa. Payton mruknęła coś pod nosem a chwile później zobaczyłem jak Christian prowadzi ledwo przytomną Nel.
- A jej co się stało ?! - Powiedziałem zdenerwowany.
- Schlała się, przez ciebie.
- Jest kompletnie zalana, weź stary mi pomóż a nie gapisz się i stoisz jak kołek. - Syknął Christian. Wziąłem ją pod drugie ramie wpakowaliśmy ją do mnie do samochodu. Posadziłem Nel na fotelu i przypiąłem pasami.
Od dwudziestu minut stałem w korkach i nic się nie ruszyłem do przodu, był chyba wypadek czy coś. Jakby tego było mało w do samochodu wleciał jakiś robak którego brzęczenie cholernie mnie irytowało, nawigacja sama się włączyła i gadała jakieś bzdury i nie chciała się wyłączyć a Nel obsunęła się tak ze głowę miała na moich kolanach a nogi dała na tapicerke. Komicznie to wyglądało ale wcale nie było mi do śmiechu, w każdej chwili mogła zwymiotować na moją tapicerkę.
Po dwóch godzinach dotarliśmy do domu. Wzięłam ją na ręce i zaniosłem na górę po czym położyłem na łóżku. Ściągnąłem z niej skórzaną kurtkę i obcisłe rurki. Poszedłem iść wsiąść prysznic.
Oczami Jessici
Justin wyszedł z domu cały wściekły trzaskając drzwiami. Nie sądziłam że będzie taki podejrzliwy i wyskoczy mi tutaj z tym lekarzem. I co ja ma teraz zrobić ? Przecież wtedy cała prawda wyjdzie na jaw a to się nie może stać ! Musze teraz szybko coś wymyślić. Z tych nerwów zapomniałam po informować media a one tutaj są najważniejsze. Zadzwoniłam do najtańszego brukowca i opowiedziałam całą sytuacje w imieniu przyjaciółki jego managera. Jutro już wszyscy będą o tym pisać w gazetach i internecie.
Oczami Justina
Nałożyłem lawendowy szampon na moje włosy, rozkoszowałem się jego zapachem aż do samego końca. Usłyszałem trzask drzwi a potem zobaczyłem Nel nachyloną nad kiblem. Bez wahania wyszłem z kabiny. Jedną ręką złapałem jej włosy a drugą położyłem na jej talii.
- Będziesz żygać ? - Nel zmierzyła mnie wzrokiem.
- Jeżeli będę mieć takie widoki jak teraz to z pewnością tak ! - Szybko wziąłem ręcznik i przepasałem sobie go na wysokości bioder. - Tak lepiej... - Syknęła.
*
Od kilku godzin siedzieliśmy na zimnych kafelkach spoglądając sobie w oczy. Nawet nie wiem jak doszło do tej sytuacji. Pieściłem swoim kciukiem jej ciepłą dłoń tak jakby nic się nie stało. Jakby nikt z nas nigdy nie popełnił żadnego błędu. Miałem motyle w brzuchu gdy przemierzałem wzrokiem jej ciało. Tak bardzo chciałem teraz wtulić ją w siebie ale było jeszcze na to za wcześnie, ale czy jeszcze kiedy kolwiek będzie jeszcze odpowiedni moment na to ? Czy ona mi wybaczy tak w pełni i nie będzie ukrywać żalu ? Zaakceptuje to dziecko ? A może to po prostu kwestia czasu ? Przecież ja ją tyle razy zraniłem, po co ja jej taka osoba jak ja, po co ma cierpieć i płakać gdy może cieszyć się życiem i śmiać... Gdyby tylko chciała znalazła by sobie kogoś lepszego ode mnie, a może chce ? Ale czy on będzie ją kochał tak bardzo jak ja ? Czy dopełniali by się tak jak my, jak dwie połówki pomarańczy złączone w całość ? A może to już czas aby pozwolić jej odejść i zapomnieć o wszystkim co nas łączyło i dzieliło, o planach i marzeniach jakie wiązaliśmy? Ale jak zapomnieć o tych oczach tryskających energią, ustach które budziły każdego ranka i układały do snu wieczorem, o policzkach które oblewały się rumieńcem zawsze kiedy była przy mnie i ją dotykałem, uszach do których szeptało ciche "kocham cie" i o wielu innych rzeczach które ona w sobie miała. Zadaje sobie tyle pytań i na żadne nie mogę uzyskać odpowiedzi. Czy to się w końcu zmieni ? I znowu w mojej głowie pojawiło się kolejne pytanie. Już nie mogłem dusić tego w sobie dłużej, w moim oku zakręciła się łza. Przechyliłem głowie do tyłu, jakby to wyglądało jakbym się teraz rozpłakał ?
Oczami Nel
"Tacy zwariowani w tym, co nazywamy miłością" Tak śpiewał mi kiedyś Justin, ale potem zaczęła śpiewać to Jessica w między czasie komplikując moje życie. Dlaczego moje życie musi przypominać brazylijską telenowele ? Czasem mam wrażenie że za rogiem czai się Aston Kutcher z kamerami i swoją ekipą, ale to tylko złudzenie, a szkoda.
Teraz siedzę od kilku godziny na zimnych kafelkach a na przeciwko mnie JB masujący moją rozgrzaną dłoń swoim kciukiem, czuje jak moje policzki przez to płoną, to jego obecność i dotyk tak na mnie działa. Chciała bym wiedzieć co siedzi w jej głowie, mam nadzieje że nie myśli sobie że mu wybaczyłam albo tak szybo to zrobię. To wcale nie jest takie proste jakby się wydawało. Te wszystkie fanki zazdroszczą mi tego że jestem z nim. Wydaje się im że mamy takie wspaniałe życie, one po prostu nie wiedzą że cały czas zachowuje się jak pospolity fiut, mimo to go nadal kocham i chyba będzie tak do końca moich dni a nawet dłużej. Zapewne ta miłość będzie zmieniać swój rodzaj, siłę i sposób w jaki będę ją okazywać. ale nadal nią będzie Gdybym mogła cofnąć się te kilka lat wstecz i stanąć przed wyborem pójścia do galerii z przyjaciół mi czy zostać w domu i najprawdopodbnie nigdy go nie poznać poszła bym tam. Odważyła bym się jeszcze raz przez to przechodzić, jeszcze raz cierpieć tylko po to aby w między czasie czuć jego słodki oddech na swojej szyj, spoglądać w jego czekoladowe oczy w których zawsze są iskierki szczęścia, bawić się kosmykami jego aksamitnych włosów i po prostu być przy nim aż do usranej śmierci. W dniu w którym go poznałam odnalazłam sens życia. Teraz tylko marze o tym aby się na niego rzucić i zapomnieć o otaczającym nas świecie. Ale czy to by było normalne i na miejscu ? Jaka dziewczyna o zdrowym rozsądku by tak zrobiła po tym wszystkim ? Tylko chodzi o to że ja nie jestem normalna, nic już nie jest normalne. Mam wrażenie że kiedyś żyłam w innym świecie, wszystko tam było prostsze, tak jakby się patrzyło przez różowe okulary.