wtorek, 16 listopada 2010

Do zobaczenia nigdy na tym blogu... ps. zawsze będziecie w moim malutkim serduszku < 3

No więc nie dałam rady, pewnie teraz niektórym z was jest obojętne co się stanie z tym blogiem, inni będą szczęśliwi a inni naprawdę się popłaczą. Byłam tutaj aż 6 miesięcy, 6 wspaniałych miesięcy mimo to że często było pod górkę, ale dłużej nie wytrzymam, jest mi cholernie przykro że muszę odejść. Właśnie po moich policzkach spływają łzy a jeszcze chwila i zacznę się nimi dławić. Dla jednych to jest żałosne ale dla mnie prawdziwe. Strasznie zżyłam się z moimi wszystkimi czytelnikami (a zwłaszcza z Emilką S.<3) oraz bohaterami i trudno mi się będzie rozstać.. Do kasacji pójdzie pewnie też show-me-another-world ale to nie jest pewne. Jeżeli go zostawię to tylko tam będę pisać. Chciała bym teraz podziękować tutaj każdemu z osobno ale tak się nie da... Nie chcę już dłużej tego przeciągać więc co miało się stać i co w którym rozdziale:
  • 59. W tym rozdziale opisuje życie Nel, mieszka na Brooklynie w NY, jest jej ciężko ponieważ jest pod stałą kontrolą Jessici. Towarzyszą jej bóle głowy gdy ma jakieś przebłyski z przeszłości.
  • 60. 61. 62. 63. 64. Głównie o tym jak Kayla i JB się w sobie zakochują, tzn. bardziej Kayla w Justinie. + różne wątki poboczne min. życie Dannego
  • 65. Justin i Kayla są razem.
  • 66. Ponownie życie Nel, o tym jak marzy zmienić coś w swoim życiu
  • 67. Kayla, Danny, Amanda i Justin wyjeżdżają na jakiś biwak do lasu niedaleko NY
  • 68. Kayla z Dannym się całują, widzi to JB. Daje Dannemu w mordę a Kayle wyzywa od dziwek. Zostawia ich samych w lesie. Sam jedzie do NY, zabłądził gdzieś. W tym samym czasie Nel wraca z przesłuchania, jest bardzo późna godzina, zaczepia ją dwóch facetów. Widzi to JB który przejeżdża obok autem. Daje im w mordę, spanikowana Nel ucieka a JB jest przekonany że ją widział. Nel przypomina się jej dzieciństwo ale nic więcej.
KONIEC CZĘŚCI III
PROLOG IV CZĘŚCI
Miłość wraca do nas jak bumerang. Choć jej nie chcemy, wypieramy się, obrażamy, to i tak chcąc, nie chcąc następnego dnia puka nam do drzwi. Z początku podchodzimy do tego chłodno i z dystansem, lecz po czasie nawet nie jesteśmy świadomi, że znów jesteśmy szczęśliwi, ponieważ kolejny raz zakochanie wpadło w nasze życie. Zakochanie jest jak wstęp do księgi, która powinna być pisana wspólnie przez całe życie z ukochaną osobą. Nigdy nie zapomnisz blasku oczu i uśmiechu osoby, w której się zakochałeś. Ono na zawsze pozostawia w tobie niezatarty ślad. Każdy człowiek w swoim życiu chciałby się zakochać. Nie chodzi tu tylko o niewinne pocałunki na dzień dobry, przytulanie się o wschodzie słońca, czułe słówka na dobranoc. Chodzi tu o coś całkiem innego. Chodzi o to, by choć raz poczuć przyspieszone bicie swego serca. Tutaj nie mam już numeracji rozdziałów

  • Nel wygrała udział w teledysku "Baby"
  • Justin wyprowadza się od matki i kończy z Kaylą
  • JB i Channel spotykają się na planie teledysku Baby. Nel ma Justina za wariata a ten myśli że Nel tylko udaje.
  • W końcu sobie wszystko wyjaśniają i chcą spróbować od nowa.
  • Ślub Payton i Christiana
  • Teraz miała być kilka rozdziałów w których Nel powoli odzyskuje pamięć iwgl. Jest jej trudno bo cały czas ma przed oczami sceny z dzieciństwa. Źle reaguje na dotyk.
  • Justin rezygnuje z kariery, oświadcza się Nel a potem starają się o dziecko.
  • Justin wyrusza w ostatnią 3 tygodniową trasę koncertową w swoim życiu.
Ostatni rozdział, pisany na szybko:
Drugi tydzień trasy koncertowej, oczami Nel
- Justin... - mruknęłam gdy pchnął mnie na hotelowe łóżko. Zaczął całować po szyi a potem schodził coraz niżej, niżej i niżej aż w końcu zatrzymał się na moim brzuchu. Uśmiechnął się do mnie a raczej do niego i wyglądał tak jakby chciał coś powiedzieć. Uniosłam brwi do góry i czekałam aż coś powie. Nagle do pokoju wszedł Scott który był wyraźnie zawstydzony naszym widokiem.
- Ee... zbierajcie się już. Zaraz zaczynasz. - Powiedział i szybko wyszedł z pokoju.
*
Skierowaliśmy się w stronę tylnego wejścia aby móc wejść za kulisy. Tylko że nie chcieli nas wpuścić bo odśnieżali dach galerii, tylko mnie ciekawi jaki ma to związek jedno z drugim. No ale dobra. Poczekaliśmy chwile i wszystko było już w porządku.
*
Stałam z tyłu sceny i przyglądałam się Justinowi, który grał trzeci i zarazem ostatni koncert w Norwegii. Kołysałam się lekko w rytm muzyki i wsłuchiwałam w każde słowo. Po chwili zbiegł zgrzany i mocno mnie przytulił unosząc mnie przy tym i kręcąc się wokół własnej osi.
-Kocham Cię, kocham Cie, kocham Cię ! - szeptał mi cały czas do ucha. Gdy mnie wreszcie dostawił na ziemię spojrzał mi głęboko w oczy a potem namiętnie pocałował. Nagle usłyszeliśmy pisk... nie, to nie był pisk podnieconych fanek. To był pisk przerażenia, bólu i rozpaczy. Podbiegł do nas ktoś z ekipy.
Oczami Justina
- Budynek się wali ! - Krzyknął jakiś mężczyzna. Złapałem Nel za rękę i zaczęliśmy biec w stronę wyjścia. Gdy byłem już tak blisko nasze dłonie się rozdzieliły, biegłem dalej wierząc że ona jest tuż za mną. W końcu wydostałem się z budynku. Zaczęłam jej szukać ale na marne.. "Ona tam została" - pomyślałem i jak idiota wbiegłem do pustego budynku. Rozejrzałem się i zobaczyłem brunetkę leżącą bezwładnie na ziemi. Od razu rozpoznałem jej sylwetkę po moich policzkach spłynęła porcja łez. Wziąłem dziewczynę na ręce i na ostatkach sił wyniosłem przed budynek, na placu było pełno ludzi wołających o pomoc. Przyklęknąłem i położyłem ją na moich kolanach. Odgarnąłem kosmyki włosów z jej twarzy.
- Nel, Nel.. Skarbie... - Obudź się powiedziałam delikatnie ją potrząsając. Dziewczyna rozchyliła powieki po czym szepnęła "Kocham cie Justin, to już koniec... K..ocham cie.."
- Nel, co ty mówisz ?! - Spytałem wtulając ją w swój tors. Wtedy zobaczyłem krew na swoich spodniach, wydobywała się w jej pleców. "Nie, nie.. nie ! To nie może być prawda" - Cały czas powtarzałem sobie w myślach.
- Nel, słyszysz mnie ? Ty nie możesz mi tego zrobić... Nie odchodź rozumiesz ?! - Mówiłem ledwo słyszalnie krztusząc się własnymi łzami. - Nie pamiętasz jak jeszcze wczoraj planowaliśmy naszą przyszłość ? Zapomniałaś ? Wiem ze nie, Nel... Nie poddawaj się ! Rozumiesz to ? Nie możesz zostawić mnie samego na tym pieprzonym świecie ! Nie teraz !- Wtuliłem się jeszcze mocniej w ciało Nel całując czubek jej głowy i delikatnie gładząc jej włosy. Odsunąłem ją trochę od siebie spoglądając w jej przymrożone oczy i zaśpiewałem jej najprawdopodobnie ostatnią piosenkę w jej życiu...
And when you hold my hand, then I understand that it's meant to be
'Cause baby when you're with me..
It's like an angel came by and take me to Heaven
'Cause when I stare in your eyes, it couldn't be better
Nie wiem czy co kol wiek zrozumiała bo mój głos załamywał się coraz bardziej z każdą sekundą. Uśmiechnęła się do mnie blado.
- Słyszałaś to ? Ponieważ kochanie, kiedy jesteś ze mną.. to jakby anioł przyszedł i zabrał mnie do nieba, ponieważ kiedy wpatruję się w twoje oczy, nie mogłoby być lepiej... Więc nie pozbawiaj mnie tego !
- Pocałuj mnie.. - Szepnęła. Tak też zrobiłem, ale nie odwzajemniła mojego pocałunku... Odeszła.
Epilog
Mijały sekundy, minuty, dni, lata. Świat się zmienił. Wszystko się zmieniło. Ale jedno na pewno pozostało takie same, moje miłość do Nel. W dniu w którym zginęła mój świat się zmienił, ja się zmieniłem...Dokładnie pamiętam tą chwile jak się poznaliśmy. Pamiętam każdy szczegół, nasz pierwszy pocałunejk, pierwszą piosenkę, dzień kiedy w parku nad jeziorkiem została moją dziewczyną, wakacje w które ją zostawiłem mimo to pamiętałem i jeszcze mocniej kochałem, potem to spotkanie w barze, mój wypadek a potem znowu byliśmy razem, mimo tego zdarzenia z JJ nasz związek przetrwał i był jeszcze silniejsze, dzień w którym się zaręczyliśmy a na koniec ten pieprzony koncert. Tamtego dnia umierała w moich ramionach i nic nie mogłem zrobić. Mieliśmy wsiąść ślub na plaży, mieć małą gromadkę dzieci , wychować ich a potem spędzić spokojnie starość tylko we dwoje. Ale los chciał inaczej odebrał mi ją . Może nie ma jej przy mnie fizycznie, ale jest w moim umyśle, duszy i sercu. Każdy mój dzień teraz wygląda tak samo, wstaje z łóżka w którym spaliśmy razem, idę do kuchni robię takie naleśnika jak lubiła i jem je w samotności spoglądając na nasze roześmiane twarze które są utrwalone na kartce zwykłego papieru a znaczą tak wiele.Wchodzę do łazienki i spoglądam w lustro, tam bardzo się zmieniłem ale tylko na zewnątrz. W środku jestem tym samym Justinem, może tylko trochę bardziej poważny. Sięgam po maszynkę i usuwam z twarzy swój siwy zarost. Spoglądam na flakonik jej słodkich perfum który stoi na szafce od ponad pięćdziesięciu lat, nikt go nie używa i już nie użyje. Ponownie wchodzę do naszej sypialni z szafy wyciągam ciemno kremowy garnitur i go zakładam. Przed wyjściem jeszcze wtulam się w jej bluzę od dresu którą zakładała każdego wieczoru, a by chodź na chwile poczuć jej zapach i poczuć się jakby była przy mnie. Dzwonie po taksówce i każe kierowcy jechać na cmentarz, Mimo słabego wzroku już z daleka widzę jej nagrobek, nie przeszkadza mi to że jest jak wszystkie inne. Klękam tam i kładę krwisto czerwoną róże tak samo jak w dniu jej pogrzebu kiedy to nie mogłem powstrzymać łez, nadal przechodzą mnie dreszcze, nadal brakuje powietrza. Pamiętam każdą spędzoną chwilę. A w każdej było coś wspaniałego. Nie potrafię wybrać żadnej z nich i powiedzieć: ta znaczyła więcej niż pozostałe. Chociaż nie, potrafię. Te łzy szczęścia gdy powiedziała "Tak, Justich chcę zostać twoją żoną" były najpiękniejszymi łzami w moim życiu. Zawsze trzeba podejmować ryzyko. Tylko wtedy uda nam się pojąć, jak wielkim cudem jest życie, gdy będziemy gotowi przyjąć niespodzianki, jakie niesie nam los.
Cały czas wspominający wspólnie spędzony czas. Usiadłem na kanapie w salonie i ze zmęczenia zamknąłem oczy, chciałem się zdrzemnąć ale nie mogłem. Poczułem zimno które przeszło przez całe moje ciało a potem znalazłem się w miejscu w którym nie było nic, po prostu nic. Gdy przemierzyłem dłonią swoje włosy były gęste i miękkie. Spojrzałem na siebie znów byłem w ciele młodego chłopca. Miałem na sobie białe rurki, tego samego koloru bluze i buty a na szyi nieśmiertelnik który dostałem na szesnaste urodziny od Channel. Zacząłem iść przed siebie aż w końcu krajobraz zaczął się zmieniać. W oddali zobaczyłem postać kobiety. Miała śniadą cerę mimo to buzowało od niej delikatne światło. Jej kruczo czarne włosy  sięgały aż do bioder. Były perfekcyjnie proste i ułożone ale co chwile rozwiewał je delikatny wiatr. Odziana była w białą zwiewną sukienkę którą ciągła po ziemi. A na szyj naszyjnik którego blask mnie oślepiał. Nie widziałem jej twarzy bo zasłaniała ją długa grzywka. Gdy podeszła do mnie bliżej wyciągnęła rękę w moją stronę i uniosła głowe do góry tak ze mogłem ją zobaczyć. Nie wierzyłem własnym oczim, to była ona, Nel.
- Gdzie my jesteśmy ? - Spytałem.
- W niebie Justin, w niebie.

sobota, 13 listopada 2010

Rozdział 58 - Ja zawsze byłam sama




   - Bo nienawidzę tych butów, które masz na sobie. - Powiedział pod nosem, znów robiąc tą dziwną minę. Miałam ochotę ściągnąć tego buta i przyłożyć mu nim w głowę. Za kogo on się uważa ? A ja myślałem że będzie to miły obiad i że Justin jest taki wspaniały. Może nie każdy ma tyle kasy, by kupować codziennie inne buty, które kosztują majątek. Wiem, bo sama chciałam sobie takie kupić. - A ja nienawidzę takich osób, jak ty. Takich, którzy uważają się za nie wiadomo kogo i udają kogoś, kim nie są. Ładny ci wizerunek zrobili, miły chłopiec z małego miasteczka w Kanadzie. - Wysyczałam i wycofałam się w stronę drzwi. Już miałam wyjść, gdy usłyszałam jego cichy głos.

   - Ja nikogo nie udaję. - Odwróciłam się do niego przodem i czekałam na kontynuację. – Po prostu czasami trudno jest wszystkim dogodzić. Przyjaciele oczekują ode mnie, że będę taki, jak dawniej, wesoły i nie mający problemów. Mama chce bym przez cały czas był tym małym Justinem, który sika w pieluchy. Scott z Usherem oczekują, że będę odpowiedzialny za swoje czyny. Wszyscy ludzie oczekują ode mnie niemożliwego. Powiedz mi: jak ja mam być sobą w świecie, gdzie każdy kogoś udaje ? Nie dziwię się, że mnie nie lubisz, ale sądziłem że jest inaczej. No ale po tym co ci zrobiłem nie powinienem się dziwić. Nigdy nie jest tak, że wszyscy cię lubią. Zawsze znajdzie się ktoś, kto nie zwraca uwagi na twoje zalety, ale widzi wszystkie wady. - Wiele razy słyszałam o manipulowaniu czyimiś uczuciami i muszę przyznać, że ten chłopak jest w tym mistrzem. Momentalnie cała złość mi przeszła, a w sercu pojawiło się dziwne uczucie. Jakby wyrzuty sumienia ? Tylko dlaczego ? A może to było coś zupełnie innego, coś czego nie czułam nigdy wcześniej.
   - To nie tak, że cię nie lubię, wręcz przeciwnie.. - Powiedziałam cicho. – Po prostu mam dystans do takich ludzi, jak ty. Nie chciałabym, żebyś udawał kogoś kim nie jesteś.
   - Tylko boję się, że to, kim jestem naprawdę może ci się nie spodobać – podszedł do mnie i spojrzał mi w oczy. – Boję się, że nie jestem dla ciebie wystarczający.
   - Justin, widziałeś mnie zakrwawioną. Pomogłeś mi i mówisz, że jesteś niewystarczający ? – Zapytałam, na co on uśmiechnął się blado. - Nie okłamuj mnie. Wolę najgorszą prawdę niż kłamstwo. Rozumiesz ? 
   - Jeśli któregoś dnia poczujesz, że chce ci się płakać, zadzwoń do mnie – Powiedział cicho, gładząc kciukiem mój policzek, który stawał się coraz bardziej czerwony. Znamy się ledwie tydzień. To za szybko jak dla mnie, jednak nie potrafiłam go odtrącić. Justin ma w sobie tą magię, to dziwne przyciąganie, które nie pozwala ci przejść obok niego obojętnie. Nie mówię tutaj o jego wyglądzie, talencie, ale o tym, jaki jest w środku. - Nie obiecuję, że cię rozbawię, ale mogę płakać razem z tobą.. - Kontynuował. Albo mi się zdawało, albo jego głos naprawdę drżał. - Jeśli któregoś dnia zapragniesz uciec, nie bój się do mnie zadzwonić. Nie obiecuję, że cię zatrzymam, ale mogę pobiec z tobą. Jeśli któregoś dnia nie będziesz chciała nikogo słuchać, zadzwoń do mnie. Obiecuję być wtedy z tobą i obiecuję być cicho. Ale jeśli któregoś dnia zadzwonisz i nikt nie odbierze. - Zawahał się przez chwilę - przybiegnij do mnie bardzo szybko. Mogę cię wtedy potrzebować.. - Wyszeptał na koniec i otarł łzy cieknące po moich policzkach. Nikt nigdy nie powiedział mi czegoś tak pięknego. 
   - Ja zawsze byłam sama – Odezwałam się w końcu. - Nigdy nie miałam przyjaciół, a jedyna bliska osoba wyjechała i zostawiła mnie samą. Sam widzisz, jaka jestem: nie uśmiecham się zbyt często, płaczę z byle powodu, ale lubię to, bo mało jest takich osób, jak ja. Zawsze byłam sama i już się do tego przyzwyczaiłam.
   - No tak. Ale zawsze chcesz być sama ? Nie chcesz kogoś kto razem z tobą będzie się cieszył twoim szczęściem ? - Zapytał cicho. Nie spuszczał ze mnie wzroku. Czułam, jak przeszywa mnie swoimi brązowymi oczami, tak jak pierwszym raz kiedy się spotkaliśmy. 
   - Chyba tak. Chyba chcę być sama. 
   - Mam nadzieję, że z czasem ci to przejdzie. 
   - Czemu ? Uważam, że w naszym pokoleniu jest normalne odrzucanie miłości. - Wyszeptałam, uciekając wzrokiem gdzieś na bok. 
   - Może i tak. Ale życie samemu ? Bez kogoś do kogo możesz się przytulić, powiedzieć, że go kochasz? Przecież to takie...magiczne. Może i to fajne, ale nie na dłuższą metę ! Uwierz mi..
    - To nie tak, że nie chcę, ja się po prostu boję. Co jeśli ukochana osoba mnie zostawi albo skrzywdzi ? Jeśli mnie oszuka, zdradzi, zrani, umrze albo zniknie? Widzisz, to jest ogromne ryzyko. Dla mnie zbyt duże. Zbyt wiele razy zostałam zraniona, by móc bez problemu ufać ludziom, dlatego nie możesz mieć mi za złe, jeśli pewnego dnia zamknę ci drzwi przed nosem, a potem przyjdę zapłakana i powiem, że bardzo cię potrzebuję.
  - Ja to przeżyłem już wiele razy, przezywam to nawet teraz ale wierze że w końcu to się zmieni. Ale wiesz, ważne, żebyś przyszła. - Powiedział i mocno mnie przytulił. W jego objęciach czułam się bezpieczna.

niedziela, 7 listopada 2010

Rozdział 57 - Zaufaj mi, Channel

Następnego dnia
Czuje się okropnie, i to nawet bardzo. Przez moją głupotę, a raczej nie uwagę zginął niewinny piesek a dziewczyna jest załamana. Ze wstydu mam ochotę zapaść się pod ziemię. Musze to jej teraz jakoś wynagrodzić. Tylko nie wiem jak. Nowy piesek ? A może kupić paprotkę ? Nie, nie mogę jej dać jakiegoś badyla po tym co zrobiłem ! A co mi tam, kupie jej małego ślicznego pieska. Jak nie będzie go chciała wezmę go dla siebie, mam już dwa psy mojego Samiego i Suri którą zostawiła Nel, ale myślę że tym maleństwem tez się będę mógł zaopiekować, lubię zwierzęta.
Poszperałem trochę w internecie gdzie można kupić jakieś naprawdę porządne, ładne i zdrowe pieski. Zapisałem adres jednej z ulic w Toronto, co prawda trzeba jechać jakieś sto trzydzieści kilometrów ale sądzę że będzie warto. Ubrałem się w ciepłe ciuchy i wyszedłem z domu. Z garażu wyprowadziłem swojego czarnego Range Rovera. Po dwóch godzinach dojechałem na Grandear Ave 66. Zaparkowałem pod sklepem i wszedłem do środka. Odrazu w oczy rzucił mi się biały szczeniaczek, był naprawdę słodki. Podszedłem do niego i delikatnie  pogłaskałem.
   - W czym mogę pomoc ? - Spytała sprzedawczyni.
   - Chciałbym kupić pieska, jakiegoś słodkiego szczeniaczka.
   - Psa czy suczkę ?
   - Suczke, ten jest bardzo ładny. - Wskazałem na tego którego zobaczyłem jako pierwszego.
   - Ale to jest właśnie pies, mogę pokazać panu naprawdę ładne suczki, może Yorki ?
   - Nie, tylko nie yorki, nie będzie odpowiedni, jednak chciałbym kupić tego białego. - Powiedziałem głaskając go po jego aksamitnej sierści. Sprzedawczyni uśmiechnęła się do mnie i po chwili dostałem do niego jakieś szampony, smycze, zabawki, gryzaki i karmy. W sumie zapłaciłem ponad tysiąc dolarów ale nadal sądzę że będzie warto. Razem z wielką torbą i psem pod pachą wyszedlem ze sklepu. Wszystko wpakowałem do bagażnika a pieska w kojcu posadziłem na przednie siedzenia.
*
Poprawiłem jeszcze spodnie które cały czas mi spadały, wzięłam kilka głębszych oddechów i byłem już chyba gotowy. Nacisnąłem dzwonek do drzwi. Nie musiałem długo czekać aż ktoś mi otworzy, w progu stanęła Kayla. Wyglądała dziś mizernie, jej mleczna karnacje była trupio blada, włosy związane były w niedbały kucyk a z jej oczu można było odczytać smutek. Fala gorąca oblała moją twarz.
   - Cześć ! - Przywitałem się z dziewczyną nieco zachrypniętym głosem. Natychmiast otrząchnąłem.
   - Hej - Odpowiedziała próbując wywołać sztuczny uśmiech na swojej buzi. - Po co tutaj przyszedłeś ?
   - Chciałem ci wynagrodzić to co się wczoraj stało, choć nie wiem czy można to tak nazwać - Miałem sucho w gardle, mój język był jak kołek, nie mogłem już mówić ale zarazem nie mogłem przestać. - nie wiem czy to odpowiedni prezent i czy go przyjmiesz ale postanowiłem zaryzykować. - Zza bluzy wyjąłem pieska. Schowałem go w dosyć dziwnym miejscu ale nie miałem pomysłu gdzie indziej a tam było mu przy najmniej ciepło. Odrazu przeniosłem swój wzrok na dziewczynę aby sprawdzić jej reakcje. Twarz Kayli nagle rozpromienił szczery uśmiech a oczy zalśniły dziwnym blaskiem.
   - On jej śliczny ! - Pisnęła i natychmiast wzięła go na ręce uśmiechając się do niego po czym robiąc kilka zabawnych min. - On jest naprawdę dla mnie ?
   - Tak.
   - J..ja nie wiem co powiedzieć. On jest uroczy i taki śliczny ! Zupełnie jak Astra gdy była jeszcze szczeniaczkiem. - Ostatnie zdanie z trudem przeszło jej przez gardło i nie wypowiadała go już z taką radością ale było widać że nadal cieszy się z otrzymanego prezentu.
   - Nie musisz nic mówić. To ja powinienem przepraszać cie do końca życia.
   - Justin.. stało się i się już nie odstanie.,, Masz czas ? Może wejdziesz ? - Za proponowała. Zgodziłem się i poszliśmy na górę go niej do pokoju. Jej sypialnie była urządzona w ciepłych barwach. Panowała tutaj miła i przyjemna atmosfera. Usiadłem na fotelu przy oknie i spojrzałem na ściana nad jej łóżkiem na której wisiały dwa plakaty z moim wizerunkiem. Gdy Kayla dostrzegła że to zauważyłem odrazu wykrzywiła twarz w lekki grymas. Posłałem jej uśmiech dając do zrozumienia aby się tym nie przejmowała.
   - No więc jak zamierzasz go nazwać ? - Spytałem.
   - Nie mam żadnego pomysłu.. taka pustka w głowie. A może ty masz jakieś propozycje ?
   - Nazwij go Bieebs ! - Powiedziałem z sarkazmem.
   - Wiesz to naprawdę dobry pomysł. Na pamiątkę że dostałam go od ciebie. Oczywiście jeżeli się zgodzisz na to. Wiesz, Astra była wyjątkowa. Dostałam ja od taty na ósme urodziny, to był taki wyjątkowy prezent.
   - Ja nie pamiętam co dostałem od ojca na ósme urodziny, to było tak dawno temu.. Kiedy masz urodziny ?
   - Trzeciego marca, dokładnie tydzień temu. Miałam jechać na twój koncert do Toronto ale przez tą całą przeprowadzke nic z tego nie wyszło...
   - Obiecuje że kiedyś się tam pojawisz. - Powiedziałem. Na jej twarzy znów pojawił się uśmiech.
   - Było by wspaniale !
   - Będzie, zobaczysz. - Przez następną godzinę bawiliśmy się z Bieebsem i rozmawialiśmy. Mieliśmy okazje się lepiej poznać, to naprawdę miła dziewczyna, nie jest pusta ale przeraża mnie jej śmiech. No ale przecież każdy ma jakieś wady.
   - Mogła bym się ciebie o coś spytać ? - Odezwała się nerwowo przygryzając wargę.
   - Pewnie. - Odpowiedziałem. Nie wiem dlaczego zadała to pytanie wkońcu cały czas się mnie o coś pytała a ja ją. Blondyna odłożyła zmęczonego pieska do kojca.
   - To trochę prywatne więc nie musisz odpowiadać. - Teraz żałowałem że się zgodziłem. Byłem pewien że zapyta mnie o Nel. Gdy wypowiedziała pierwsze słowo odetchnęłam z ulgą bo się myliłem:
   - Jessica Jarrell, ta piosenkara to prawda że...
   -...że była w ciąży ? To nie prawda. Jessica jest pojebana, a raczej chora. Wmówiła wszystkim ze jest w ciąży. W styczniu była na obserwacji w szpitalu bo podejrzewali u niej schizofrenie. Nie wiem czy jest chora czy nie. Nie obchodzi mnie to. - Poczułem wibracje w swojej kieszeni i wyjąłem telefon. To dzwonił Usher który był moim wybawieniem. - Kayla, przepraszam muszę już spadać. Kompletnie zapomniałem ale zaraz spóźnię się na lot i przepadnie mi wywiad.
   - Spoko. Mam nadzieje że się już niedługo zobaczymy.
   - Ja też. - Odpowiedziałam i szybko wyszedłem z jej pokoju.
*
Właśnie wylądowałem w Nowym Jorku. Razem z Dannym ruszyliśmy w stronę terminalu, tam odebraliśmy swoje walizki a potem zostaliśmy przewiezieni do naszego hotelu. Mój przyjaciel cały czas wypytywał mnie o Kayle. Żałuje że mu o niej powiedziałem. Danny twierdzi że powinienem ją zaprosić na jakąś randkę czy coś, pewnie zrobił bym to gdyby była nieco starsza. Nie chce umawiać się z siedemnastolatką a zwłaszcza moją fanką. Nie jestem przekonany do takiego czegoś. Choć Kayla nie zachowuje się przy mnie jak reszta dziewczyn. Przemyśle to jeszcze. Wkońcu dojechaliśmy do hotelu. Zameldowaliśmy się w recepcji i odrazu poszliśmy się do siebie do pokojów. Zmęczony dzisiejszym dniem natychmiast poszedłem spać. Jutro mam wywiad z samego rana w radiu, sesje zdjęciową a na zakończenie dnia koncert.
*
Było mi gorąco i to nawet bardzo. Coś ścisnęło mnie za gardło a całe ciało było jak z waty.
   - Justin, Justin obudź się ! - Ktoś krzyczał bardzo głośno tuż przy moim uchu. Gdy otworzyłem oczy zobaczyłem że na skraju mojego łóżka siedzi Danny.
   - Co ty odpierdalasz ? - Wymruczałem z trudem. - Jak ty się tutaj w ogóle dostałeś ? Pali się czy co ?!
   - Miałeś chyba jakiś koszmar, myślałem że cie zabijają czy coś bo obudziłeś ludzi z sąsiednich pokojów ! Krzyczałeś przez sen "Zaufaj mi, Channel". Ja się o ciebie naprawdę martwię.. - Z trudem podniosłem się do pozycji siędzącej.
   - Danny wyjdź. - Powiedziałem stanowczo. Gdy otwierał usta wyprzedziłem go. - Nic nie mów chce zostać sam. Proszę ... - Zrobił to co mu kazałem. Powoli wygrzebałem się z łóżka i stanąłem przed ogromnym lustrem które znajdowało się w łazience. Wyglądałem źle, schudłem to było pewne, wogóle dziwnie wyglądałem... Nagle świat zawirował mi przed oczami a moje plecy drżały od tłumionego płaczu. Straciłem panowanie nad sobą, poczułem łzy na moich policzkach. Byłem już na samym dnie rozpaczy i w żaden sposób nie mogłem tego zmienić.
* * *
  • Klikać tutaj, polecam to opowiadanie, proszę abyście czytali i komentowali -> klik
  • Dodaje rozdział wcześniej tylko dlatego że muszę wyjaśnić kilka spraw.
  • Pytacie się jak nazywa się "Danny" więc naprawdę Eduardo Surita
  • Nie uzupełniłam zakładki "Wasze blogi" bo skasowałam archiwum. Jeżeli chcecie aby był tam adres waszego bloga to pisać na GG do mnie swój login z bloggera i adresy.
  • A TERAZ CHYBA NAJWAŻNIEJSZE:  Chodzi tutaj o nieobecność Nel. Z początku napisałam tutaj długie wyjaśnienie ale je usunęłam bo stwierdziłam że to nie miało by sensu. Tak wogóle to ja wywołałam niezłe zamieszanie (zupełnie nie potrzebnie) podając wam hasło które dotyczny części III, źle sformułowałam to hasło i przepraszam ale i tak to tylko puste słowo... Mając na myśli zdarzenia w III części napisałam wam: Koniec przygód Justina i Channel w trzeciej części i ominęłam jedno słowo które było tutaj bardzo potrzebne nie podam go teraz bo nie, będziecie czytać dalsze rozdziały zobaczycie czego brakuje. I mam już napisaną prawie całą III część więc zmieniać nic nie będę. Powiem tylko że: są tam scenki oczami Nel - Emilka może potwierdzić jak ktoś nie wierzy.
  • Smutno też mi jest z tego powodu że tyle osób ma zamiar już nie czytać, ale ja nikogo zatrzymywać nie będę.
  • Przepraszam też za błędy ale nie chce mi się poprawiać i za to że jest mało akcji (rozdział chyba nudny)
  • No a jak moje opowiadanie się wam nie odpowiada to powiem tak bo głównie anonimy normalnym jązykiem nie rozumieją: wypierdalać, mam 13 lat i pisze jak umiem. to się głównie tyczy anonimów którzy nie mają odwagi się podpisać.
See ya !

czwartek, 4 listopada 2010

Rozdział 56 - Ciii... Tylko nie płacz

Kierowałem się specjalnym wejściem do samolotu, razem z Dannym i Mikeym. To taki przywilej dla gwiazd. Postanowiłem zabrać chłopaków do Las Vegas a nie do jakiegoś Salt Lake City. Chris nie leci z nami bo jak to on stwierdził chce się wkońcu ustatkować. Ten chłopak już nie przypomina tego którego poznałem mając kilka lat i mieszkałem jeszcze w Stratford. Tamten Chris potrafił iść ulicą śmieć się najgłośniej jak tylko potrafił nie zwracać uwagi co sobie ludzie pomyślą. Mogliśmy zawsze się powygłupiać i realizować jedne z tych dzikich pomysłów których miał pełno. A teraz ? Teraz to szkoda gadać. A to wszystko wina Payton która chce mieć kontrole dosłownie nad wszystkim ! Nawet nade mną. Jesteśmy młodzi i powinniśmy cieszyć się życiem póki możemy ponieważ jest ono niesamowicie ulotne.
Usiadłem przy oknie i wtuliłem się w mięciutki fotel który pachniał waniliom. Piętnaście minut później zaczęliśmy unosić się w górę, co było znakiem, że mogę iść spać. Cały lot spędziłem właśnie na spaniu, jedzeniu i wygłupianiu się z chłopakami. Po trzy godzinnym locie wkońcu dolecieliśmy do miasta grzechu i rozpusty !
Tuż przy wyjściu czekali na nas dwaj ochroniarze, którzy wcześniej odebrali nam bagaże. Przepychaliśmy się przez tłumy ludzi w których zalazło się kilku moich fanów, podpisałem im parę autografów i wykończony wróciłem do limuzyny. Tam otworzyliśmy wcześniej dla nas przygotowanego szampana i rozpoczęliśmy ten wspaniały weekend jak należało.
3 miesiące później
W wesołym nastroju poszedłem do kuchni aby zaspokoić głód. Otworzyłem lodówkę, która jak zawsze była pełna pysznego jedzenia. Wyciągnąłem lazanie, którą przygotowała mi mama  przed swoim wyjazdem do przedszkola, i spróbowałem ją podgrzać. Niestety nawet w tym nie jestem dobry. Sos za mocno się zagotował i wszystko rozlało oraz rozprysnęło się na całą kuchnię. Zaskoczony tą całą sytuacją, zacząłem rozglądać się po pomieszczeniu i szukałem jakiejś ścierki. Nie za często tutaj urzęduję więc nie wiem, gdzie co leży. Po kilkuminutowym rozglądaniu się po kuchni, ujrzałem ręczniczek. Namoczyłem tkaninę i zacząłem nią sprzątać. Najpierw od blatu, a skończyłem na podłodze... Po nieplanowanej akcji, włożyłem resztki do talerza i poszedłem z nim do jadalni by zjeść posiłek w spokoju. Usiadłem na sofie i włączyłem TV. Akurat leciała „Hannah Montana”, więc pogłośniłem i rozsiadłem się wygodniej. W pewnym momencie była śmieszna akcja, dostałem ataku padaczki i cała zawartość talerza znalazła się na mojej koszulce.
   - Justin, synku coś ty narobił ! - Usłyszałem głos swojej mamy który z każdą sekundą nabywał błagalny ton. Ciekawiło mnie tylko skąd ona się tutaj wzięła, miała przecież być po Jaxona w przedszkolu, coś za szybko wróciła. Wzruszyłem tylko ramionami i odsunąłem się na bok aby dać mamie działać.
Nie ma to jak dorosły facet mieszkający ze swoją mamą, tatą i rodzeństwem. Tak, ku mojemu zdziwieniu moi rodzice znów są razem i w piątkę mieszkami w naszym starym domu w Stratford. Oczywiście często jestem poza nim ale oficjalnie mieszkam tutaj. Z moich planów na życie nic nie wyszło, ja po po prostu się do tego nie nadawałem. Dalej myślę o Channel i nie potrafię się dobrze bawić bez niej. Owszem jak każdy w moim wieku lubię iść z kumplami na miasto i się zabawić ale taki tryb życia na dłuższą metę to nie dla mnie, ja jednak wole własny dom i rodzinę w której brakuje jedynie jednej osoby. Wogóle pobyt z chłopakimi w Las Vegas okazał się jedną wielką klapą. Aż szkoda wspominać so się tam działo. Okna mojego hotelowego pokoju skierowane były na wielki bilbord promujący wiosenną kolekcje Nilsa Vuittona, twarzą tej kolekcji był nie kto inny jak Channel Black. Pokojówki zawinęły cześć moich rzeczy, głównie bielizne i jeszcze kilka osobistych pierdół. Ale jedną z najgorszych rzeczy było to gdy chłopaki spili się do nieprzytomności i na środku ulicy zarzygali mi nowiutkie Supry, zdjęcie z tego wydarzenia wylądowały na pierszych stronach gazet !
Poszedłem do siebie do pokoju aby pozbyć się tych ufajdanych ciuchów. Przebrałem się i trochę odświeżyłem. Znów poszedłem do kuchni gdzie moja mama sprzątała po mnie to czego ja nie zauważyłem.
   - Przepraszam... - Mruknąłem pod nosem. Mama tylko pokiwałam głową a potem zrobiła dosyć dziwną minę.
   - Justin, mam do ciebie jedną sprawę muszę zaraz zawieść Jazmyn na balet. Mógłbyś coś dla mnie zrobić ?
   - Pewnie, a co ?
   - Na samym końcu ulicy, ten zielony domek, wiesz który prawda ? Tam wprowadzili się nasi nowi sąsiedzi. Idź tam i zaproś ich na następną sobotę na obiad. - Na tą wieść przewróciłem teatralnie oczami i się zgodziłem. Raczej innego wyjścia nie miałem. Ubrałem czarne buty z DC które miały w środku ciepłe futerko i kurtkę. Przez niecałą minute szedłem przed siebie a potem zapukałem do drzwi. Jeden raz nacinąłem dzwonek a potem drugi i trzeci aż wkońcu zrezygnowałem. Obróciłem się i postawiłem już jedną nogę na schodu gdy usłyszałem ze drzwi się otwierają. W progu stała niska, drobna blondyna o błękitnych oczach i mlecznej karnacji. Uśmiechnęła się do mnie nieśmiało a z jej ust wydobyło się "W czy mogę pomóc ?"
   - Ty jesteś Alison Price ? - Zapytałem spoglądając na blondynę.
   - Nie to moja mama, a przekazać coś ? - Dziewczyna oparła się o framugę drzwi, miałem już coś powiedzieć ale pod moje nogi nagle wbiegł jakiś pies nie trwało to długo, zwierzak pobiegł w stronę furtki którą zostawiłem otwartą. Dziewczyna krzyknęła ale to nic nie dało, pies biegł dalej. Sekundę później usłyszeliśmy pisk opon i skomlenie psa. Blondyna nie zwracając an nic uwagi odepchnęła mnie z ogromną siłą i pobiegła przed siebie. Nie patrząc na nic ruszyłem za nią. To co oboje zobaczyliśmy przeraziło nas. Dziewczyna klęknęła na środku drogi.
   - Nie ! - Nie krzyknęła rozpaczliwym głosem. - Błagam.. - Dodała po chwili bardzo cicho ale ja i tak to słyszałem. Spojrzała na niewielką kałuże krwi i zmarszczyła nos, spuściła głowę, zaczęła cicho szlochać. Wokół tego całego zdarzenia zebrał się spory tłum gapiów. Nie mogłem na to patrzeć a to wszystko była moja wina, bo to ja nie zamknąłem tej furtki ! Nasza znajomość zaczęła się w naprawdę świetny sposób. Złapałem ją w pasie i odciągnęłam od tego wszystkiego. Udaliśmy się na bok a wtedy dziewczyna mocno się we mnie wtuliła, po chwili moja kurtka była cała mokra, próbowałem ją uspokoić ale w tym momencie było to nie możliwe. Podeszła do nas jakaś kobieta.
   - Kim kol wiek jesteś zabierz ją do domu, ja się wszystkim zajmę. - Powiedziała surowym tonem, zrobiłem to co mi kazała. Dosłownie siłą zaciągnąłem ją do środka i posadziłem na jakimś fotelu, chyba w salonie.
   - Jesteś tutaj ? - Spytałem machając jej dłonią przed oczami.
   - Tak.. -Odpowiedziała.
   - Gdzie jest łazienka? Musisz się umyć.
   - Na górze - Odpowiedziała nadal nieobecna. Złapałem ją za rękę i poszliśmy na pierwsze piętro. - Tutaj. - wskazała na pierwsze napotkane drzwi. Weszliśmy do środka. Posadziłem mnie na skraju wanny i zacząłem się jej przyglądać. Krew z która znajdowała się na jej rękach przeniosła się nawet na jej twarz.
   - Jak masz na imię ?
   - Kayla
   - Ładne imię, a ile masz lat ?
   - Siedemnaście
   - Jak się czujesz ?
   - Źle - Zadając jej te pytania chciałem jakoś wybudzić ją z tego transu. Dziewczyna spojrzała mi w oczy i znów zaczęła płakać. Przytuliłem ją delikatnie.
   - Ciii... Tylko nie płacz 
   - Przypominasz mi kogoś. - Szepnęła mi do ucha. Wtedy do łazienki weszła ta sama kobieta która kazała mi zaprowadzić Kayle do domu. Zapewne była to jej mama. Kayla odrazu uwolniła się z mojego uścisku i podbiegła do kobiety.
    - Już dobrze, uspokój się... - Powiedziała gładząc ją po włosach. - Kim jesteś ? - Zapytała zwracając się do mnie.
    - Jestem Justin, Justin Bieber. - Odpowiedziałem. Wtedy Blondynka spojrzała na mnie z szeroko otwartymi oczami. - Moja mama kazały mi tutaj przyjść i zaprosić was na obiad w przyszłą sobote.
* * *
Jak zwykle mogło być lepiej, ale tym razem nie będę się użalać jak to jest źle. Spróbuje krótko tutaj coś napisać ale nie wiem czy mi się uda:
  • Hasło odgadnięte: Koniec przygód Channel i Justina w trzeciej części - i to dosłownie.
  • Dodałam zakładke "Bohaterowie"
  • Dodałam zakładke "Wasze blogi - już niedługo ją uzupełnie.
  • Blog http://who-owns-my-heart.blogspot.com/ jest zamknięty dla wszytskich i nikogo tam nie zaprosze.
  • Następny rozdział będzie jakoś w następny czwartek, wyjeżdżam na weekend i znów mam tydzień pełen sprawdzianów.
  • Ma tutaj być 56 komentarzy bo jak nie.. to nic, i tak dodam rozdział ale ma tu ich tyle być. ; D
  • Kocham was !. ; ***
See ya!