poniedziałek, 28 czerwca 2010

Rozdział 30

Zapięłam moją suczkę na smycz i wyszłam z nią na spacer do parku. Miałam ją już 3 miesiące, z dnia na dzień była coraz większa i ładniejsza. Gdy tylko przeszłam przez ruchliwe ulice odpięłam ją ze smyczy. Była spokojnym pieskiem nigdy nie miała ochoty mi uciekać ani się oddalać, spacerowała zawsze przy mojej nodze. Usiadłam na ławce pod jakimś dębem i trzymałam ją na kolanach głaskając. Co chwile podchodziło jakieś małe dziecko i się z nią bawiło, nie przeszkadzało mi to zbytnio a zwłaszcza jej co było najważniejsze. Dzisiaj był ostatni dzień szkoły. Niby fajnie wakacje, zero nauki i swawola. Ale to też oznaczało wyjazdy i rozłąkę z Justinem, przyjaciółmi. Na szczęście mogła zabrać ze sobą Suri (w skrócie). Byłam taką moją mają przyjaciółką, zwierzałam się jej ze wszystkiego mimo to że nic nie rozumiała ani nie umiała nic od powiedzieć. Ale po prostu było mi wtedy lepiej. Spojrzałam na mój zegarek. Za godzinę miałam się spotkać z Justinem w mieście, pod studiem tatuażu. To był szalony pomysł żeby w wieku 16 lat zrobić sobie coś co zostanie na całe życie. Ale to nie miał być zwykły tatuaż. Odprowadziłam Suri do domu i trochę się odświerzyłam. Po chwili byłam już pod salonem gdzie czekał na mnie Justin, przywitałam się z nim i weszliśmy do środka splatając nasze dłonie.
- Pewna ? - Zapytał się mnie JB. Chwile się zastanowiłam i przytaknęłam głową. Poczekaliśmy kilka minut i zostaliśmy zawołani.
- No to co ma być ? - Uśmiechnął się do nas tatuażysta i wpatrywał się w moje oczy co mnie peszyło.
- Planowaliśmy zrobić sobie na biodrze pół serca które gdy się złączy stworzy jedno. Ma być malutkie. W środku napis "Together forever". Chyba wiesz o co chodzi ?
- Tak, tak. Poczekajcie. - Tatuażysta wziął szkicownik i zaczął rysować. Po chwili szkic tatuażu był już gotowy. Spojrzeliśmy tylko na siebie i kiwnęliśmy twierdząco głową. - To kto pierwszy ?
- Może ja. - Podniosłam się z krzesła i położyłam się wygodnie na fotelu. Zamknęłam oczy i po 20 minutach był gotowy. Miałam go na lewym biodrze i otrzymałam część z napisem "Tote... fore...". Po następnych 20 minutach Justin miał swój tatuaż na prawym biodrze. Gdyby je złonczyć pasowały by idealnie.
Wyszliśmy z salonu i powoli szliśmy do niego do domu. Zrobiliśmy sobie zapiekanki i włączyliśmy jakiś film wygodnie kładąc się na kanapie.
- Nel, powiedz prawdę czy kiedy kol wiek go zdjełaś ?
- Ale co ?
- No naszyjnik który ci dałem.
- Nigdy, wiele razy miałam problemy na planie bo niby nie pasował ale ja się upierałam lecz zawsze zostawał na mojej szyi i tam już zostanie do końca, obiecuje.
- To dobrze. - Justin pocałował mnie w kącik ust a po moim ciele przeszły ciarki.
- Zróbmy coś szalonego ! - Za proponowałam podnosząc się z kanapy. Miałam taki przypływ energii.
- Przecież dopiero zrobiliśmy bardzo szaloną rzecz... a teraz co masz na myśli?
- No wiesz, jest ciemno i ciepło a ty masz z tyłu domu basen a ja nie mam stroju, nie ma też twoich rodziców. - Zaczęłam zagryzać wargi i bawić się kosmykami jego włosów. Nie zwracając uwagi na to jak zareagował poszłam do ogrodu. Ciuchy spadały ze mnie w zawrotnym tępię, gdy sięgałam zapięcia od stanika zobaczyłam Justina.
- Czekaj, zostaw coś dla mnie. - Chłopak zbliżył się do mnie na odległość maksymalnie 3 cm i zaczął całować po szyj, rękami jeździł po moim prawie nagim ciele wywołując ciarki. Po chwili zaczęłam ściągać z niego ciuchy. Gdy zsunęliśmy z siebie ostatnie części garderoby oplotłam nogami jego pas i wplotłam ręce w jego czuprynę po czym udaliśmy się do jacuzzi.
Po 20 minutach zmęczeni i nadal zupełnie nadzy położyliśmy się na rozkładanym leżaku. Justin wziął balsam (ciekawe jak on się tam znalazł) i zaczął go wcierać w moje ciało, centymetr po centymetrze, tak delikatnie i z uczuciem. Patrzył się na każdy fragment tak jakby próbował go zapamiętać bo miał by go wiedzieć ostatni raz.
Zaczął wiać zimny wiatr więc pozbierałam swoje ciuchy i ubrałam się w nie. Weszliśmy do domu i usiedliśmy przy stole w kuchni.
- Co ty się tak na mnie patrzysz ? Tak jakbyś miał mnie widzieć ostatni raz... - W jego oczach pojawiły się szklanki. - Jutro lecę do Polski ale za 3 tygodnie znów się zobaczymy, zrobimy to znów w jacuzzi, będziemy znów chodzić na długie spacery a ty mi znów będziesz śpiewać piosenki i grać na gitarze. Będzie tak teraz. - Posłałam mu uśmiech pt. "Wszystko będzie dobrze"
- Taaa, jasne. - Justin się blado uśmiechnął. W tym momencie zadzwonił mój telefon.
- Justin to babcia, do zobaczenia jutro. Pa. - Pocałowałam go w policzek i wyszłam.
*
Znowu jestem w najgorszym miejscu świata, na lotnisku. Za 15 minut muszę iść do odprawy a Justina po prostu nie ma. Nie mogę się do niego dodzwonić ani nic. Payton, Danny i Chris przed chwilą pojechali do domu a ja muszę wysłuchiwać mojej babci żebym już nie czekała. Mam ochotę wpakować sobie kulkę w łeb. (przenośnia). Znów spoglądnęłam na zegarek, zostało mi niecałe 5 minut. Widać że mu nie zależało, podniosłam torbę i udałam się do odprawy.
- Nel ! Czekaj ! - Usłyszałam w tłumie głos Justina. Odrazu się zatrzymałam i odwróciłam. Bieg w moją stronę cały zdyszany.
- Justin... myślałam że już nie przyjedziesz.
- No jakbym nie mógł, bardzo przepraszam że się spóźniłem.
- Już dobrze.
- Nel, pośpiesz się. - Powiedział mój dziadek.
- Justin, pamiętaj że cie kocham do zobaczenia za 3 tygodnie. - Przytuliłam się do niego a on obdarował mnie czułym pocałunkiem.
- Do zobaczenia, pamiętaj że cie kocham i nigdy go nie ściągaj. - Chciałam jeszcze coś powiedzieć ale babcia pociągnęła mnie za rękę i zniknęłam w korytarzu. Patrzyłam na Justina przez wenecką szybę jak stoi. Stał tak bezradnie, jak małe dziecko które się zgubiło w supermarkecie.
* * *
No więc jest już 30 . ^^
Przepraszam że jest taki krótki, niedokładny i wgl. Niektóre osoby wiedzą dlaczego i mam nadzieje że zrozumieją. ; ) Innym wytłumacze kiedy indziej.  
Jak wiecie są wakacje i każdy z was wyjeżdża prędzej czy później, no więc ja wyjeżdżam dziś. Nie będę mieć dostępu do komputera przez najbliższe 3-4 dni. W związku z tym nowy rozdział będzie 2 lipca.
Jak wróce to macie mnie zaskoczyć liczbą komentarzy w pozytywnym znaczeniu, po po prostu nie będzie następnego.( szantażyk taki) I prosze abyście w komentarzach się podpisywali jak nie macie konta na bloggerze. ; )
NIE SPAMUJCIE, BŁAGAM.
Nie miałam dziś możliwości poprawić ortografi.
Do następnegooo . ; *****

niedziela, 27 czerwca 2010

Rozdział 29

Weszłam do domu cała rozpromieniona. Skierowałam się się od razu do kuchni i nalałam sobie jabłkowy sok do szklanki. Przysiadłam się do babci i dziadka którzy właśnie kończyli jeść kolacje.
- A co ty taka wesoła ? - Zapytał mnie się dziadek.
- Bo po prostu jestem. Mam swoje powody. - Dokończyłam napój i zaczęłam przeglądać Pocztę.Nic ciekawego w niej nie było. Weszłam do swojego pokoju i odbyłam wieczorną toaletę. Potem popisałam jeszcze kilka SMS z Justinem i poszłam spać.
Sama z siebie obudziłam się punktualnie o 8 rano, pełna energii wstałam z łóżka i przetarłam oczy. Wyprostowałam włosy i pomalowałam się mniej więcej > tak < tylko że lżej. Ubrałam dżinsowe rurki i żółty top. Wzięłam małą czarną torebeczkę i schowałam do niej to co potrzebne. Wychodząc wyrwałam kartkę z kalendarza, była dziś sobota. Idąc chodnikiem mijałam wiele ludzi, wiele dziewczyn. Każda z nich miała swój własny świat i pewnie każda z nich miała w nim swoją miłość. Ja tak samo, tylko ja byłam pewna że moja się nigdy nie skończy. Byłam zaślepiona Justinem, może i to dobrze z jednej strony. Nie zawracałam uwagi na otaczające mnie problemy. Doszłam do parku i usiadłam na jakiejś ławce. Wyjęłam mój stary szkicownik w którym dawniej wyrażałam mój smutek i gniew. Otworzyłam na przypadkowej stronie i zaczęłam rysować. Nie miałam żadnego konkretnego celu. Po chwili obrazek był już gotowy. Przestawiał parę zakochanych na huśtawce. Co ja innego mogłam narysować w tym stanie ? Zamknęłam go i wsunęłam do torebki. Patrzyłam na dzieci biegające wokół, starszych ludzi, kwiaty i na wszystko co się tutaj znajdowało.Gdy skierowałam wzrok na rampy zobaczyłam moich przyjaciół. Wstałam i skierowałam się w ich stronę. Mikey, Danny, Chris i Justin nawet mnie nie zauważyli. Byli zbytnio zajęci jazdą na desce. No ale co ja im się dziwie, to w końcu była ich pasja. Usiadłam na krawężniku i uważnie ich obserwowałam. Zwłaszcza JB. Jego włosy tak bosko powiewały na wietrze a oczy były pełne iskierek.
- Co ta miłość robi z ludźmi ? - Zadałam sobie pytanie. Westchnęłam tylko i oparłam głowę o moje kolana. Wiatr zawiał moje długie włosy na twarz, nie miałam ochoty ich odgarniać. Po chwili poczułam czyjś czuły dotyk a potem muśnięcie po moim policzku. Tak potrafił tylko ten czekoladowo oki  chłopak.
- Co ty tutaj robisz ?
- Siedzę na krawężniku i patrze na wasze wyczyny. Zajebiście jeździsz, wiesz ? - Uśmiechnęłam się bardzo szeroko i przymrużyłam oczy. On delikatnie musnął moje wargi i pokiwała twierdząco głową
- Idziemy gdzieś ?
- Nie wiem... chodźmy do mnie. - Wstaliśmy z zimnego marmuru i po 10 minutach byliśmy już przed drzwiami mojego domu. Zaprowadziłam Justina do salonu a sama poszłam do kuchni. Gdy przyszłam usiadłam na przeciwnym fotelu. Mogła bym już tam siedzieć do końca życia wpatrując się w jego oczy i słuchać jego piosenek.
*
Kolejny nudny marcowy dzień. Wróciłam do domu i rzuciłam swoją torbę na kanapę w kuchni. Zauważyłam na stole jakąś karteczkę. Podniosłam ją, była ona od dziadka.
"Wyszliśmy na godzinę, czyli będziemy niedługo. Idź na balkon zobaczyć swój prezent o którym zawsze marzyłaś. Dziadek" - Rozpinając swoją skórzaną kurtkę szłam po schodach.Otwierając drzwi od balkonu pod nogi wleciało mi małe coś. Niezwykle szybko biegało, machało ogonkiem i ujadało. Schyliłam się i wzięłam na ręce małego słodkiego Yorka . Był prze uroczy, zaczęłam go głaskać i pieścić.
- No i jak ja mam cie teraz nazwać ? Coo ? Tak ci się morka słodko uśmiecha, nazwała bym cie Smiley ale to już takie oklepane...Nazwę cie Sourire ( czyt. Suri ), to po francusku to samo. - Wzięłam suczkę na ręce i zeszłam na dół. Położyłam ją na włochatym dywanie gdzie smacznie zasnęła a sama zadzwoniłam do Payton aby do mnie przyszła. Nie minęło 5 minut a ta już stała zasapana w moich drzwiach.
- Co masz, co masz ! - Wyglądała jakby nażarła się cukru na śniadanie.
- Wchodź, tylko się uspokój bo ją zdepczesz.
- To co ? To to żyje ?
- No raczeej. - Posłałam jej cwaniacki uśmieszek i weszłyśmy do salonu. Wskazałam palcem na małą czarną kuleczkę a ta zaczęła się z nią bawić. Potem przyszła babcia z dziadkiem a ja z Payton poszłyśmy na zakupy aby kupić wyposażenie mojej suczki. W galerii było tłoczno, na moje nie szczęście rozpoznało mnie kilka osób, musiałam ustawiać się do głupich słiit foci i podpisywać różne pierdoły. Po długiej wędrówce dotarłyśmy do zoologicznego. Dla Sourire kupiłam to co potrzebne, postawiłam na odcienie czerwieni. Czerwona smycz, czerwona bandana i czerwona spineczka. Kupiłam jeszcze szampon i różne odżywki. Po zakupach udałyśmy się jak zwykle na lody z karmelem, usiadłyśmy na ławce przed jubilerem i wygłupiałyśmy się. W pewnym momencie zamarłam, w oczach miałam łzy i upuściłam kubek z lodem który upadł robiąc wielką i śliską kałuże na środku przejścia. Payton zaczęła mną trząść i machać ręką przed twarzą, ale ja nic. Po moich policzkach spłynęła pierwsza porcja łez.
- Nel, co się stało ? Co zobaczyłaś ?!
- Patrz przed siebie. - Payton się trochę skrzywiła i chciała coś powiedzieć. Złapałam swoje torby i wybiegłam z centrum. Usiadłam na ławce i po wstrzymywałam łzy. Nawet nie wiem jak mi się to udało ale je zatrzymałam. Zaczęłam gadać sama do siebie. Nagle spojrzałam na obrotowe drzwi od galerii z których wyszedł Justin i Payton. Chłopak zbliżał się do mnie szybkimi krokami z bladym uśmiechem a Pay szła tip topkami kręcąc się w kółko.
- Chennel, wiem co sobie pomyślałaś... - Geniusz, pomyślałam. Stał w tym sklepie z ładną dziewczyna która się do niego szczerzyła a on do niej.
- ale to nie tak. To chciałeś powiedzieć. Żadnej innej wymówki nie masz ?
- To była moja kuzynka, wybierałem kształt zaczepki dla ciebie a ona mi pomagała. Proszę to dla ciebie. - Chłopak podał mi małą torebeczkę od jubilera w której znajdowała się mała zaczepka do bransoletki. "1 III 10 Nasz pierwszy raz" . Szybko ją dopięłam do reszty i uściskałam Justina.
- Przepraszam. Jak ja w ogóle mogłam pomyśleć że mnie zdradzasz... głupia ja. - Popatrzyłam na niego z dołu i lekko się uśmiechnęłam.
 * * *
Wiem że bardzo nudny, ale pokazuje jak bardzo Nel go kocha co będzie potrzebne potem. ; )
Następny będzie jak będzie conajmniej 29 komentarzy bo 29 rozdział. ; )
Licze tylko komentrzarze od osób co moją konto na bloggerze lub podpiszą się loginem ze stardoll
Mam nadzieje że te stare komentarze powrócą w których mnie krytykowaliście, mówiliście co jest najfaniejsze i co mogło by być dalej. Bo teraz piszecie jedno słowo... super itd.
Do następnego . ; **

sobota, 26 czerwca 2010

Rozdział 28

Na początek powiem że to nie był łatwy rozdział do napisania. xD
Pisałam go w ten sposób że co chwile dopisywałam po wyrazie. No bo nie mogłam inaczej. No ale liczy się fakt że otrzymam 50sd na stardoll od tej osoby która mi kazała to opisać dokładnie. Bo miał być po łepkach. Nie zdradze loginu . xD
Odrazu pozdrawiam Dafidoff . < 33 Przepraszam jak login źle napisałam . ;p Ona jest wyjątkową czytelniczką. Naprawde . ;p
Dla osób +11 lat. No może 12 ? Nie wiem . hahah
Sorry za błędy i niedociągnięcia.
Jak będzie następny to poinformuje.
I taka jeszcze jedna prośba, nie piszcie w komentarzach którzy jesteście i wyraźcie swoją opinie.



Maddie złapała mnie za rękę i pomogła wstać. Po kilku sekundach chwyciła moje ramiona i popchnęłam z całej siły. Wpadłam na drzewo, zahaczyłam o jakąś gałąź i rozerwałam rękaw od bluzy.

- Co ty wyprawiasz dziwko ! - Powiedziałam przez zaciśnięte zęby.
- Kto tu jest dziwką ? To ty się liżesz z moim Justinem !
- Twoim Justinem ? On nigdy nie był twój, nie jest i nie będzie ! Jesteśmy razem i mamy do tego prawo, my się kochamy. Zrozum to ty... ty hipokrytko ! - Podniosłam się na ostatkach sił i miałam ochotę odejść. Lecz najwyraźniej Maddie znów dostała jakiegoś napadu i zaczęła mną szarpać. Byłam cała obolała i słaba. Mogła ze mną zrobić co tylko chciała. Próbowałam się jakoś bronić lecz nie miałam jak.
- Ja ci tego kurwa nie daruje ! - Cały czas to powtarzała. Nagle ni stąd ni zowąd to akcji wkroczył Danny który odciągnął tą wariatkę ode mnie, po chwili ujrzałam Justina który biegł w moją stronę. Odrazu wpadłam w jego ramiona.
- Nic ci nie jest ? - Spytałam się mnie troskliwie i głaskał po głowie.
- Nie wiem.
Po 20 minutach byliśmy już na miejscu. Zostałam zbadana przez pielęgniarkę, z tego powodu ta wycieczka zakończyła się dla mnie wcześniej. Tak jak przypuszczałam zwichnęłam sobie kostkę. Dla Maddie ta przygoda nie skończyła się miło. Została zawieszona.
*
Cztery miesiące później. 1 III 10
Ubrałam się w coś wygodnego. Pomalowałam bardzo delikatnie. Wzięłam małą torebkę i schowałam do niej najpotrzebniejsze rzeczy. Między innymi prezent dla Justina. Były dziś jego 16 urodziny, nie wiem dlaczego nie chciał ich hucznie obchodzić. Wyszłam z domu, wiosenne promienie słonecznie muskały moją twarz. Pogoda była "zwariowana", było co najmniej 20 stopni o tej porze roku. Na mojej twarzy panował uśmiech. Przez ostatnie cztery miesiące wszystko było dobrze, żadnych kłótni z Justinem, problemów w szkole ani w rodzinie. A co najważniejsze ani jednej łzy. Byłam z nim siedem miesięcy, to były mało siedem najszczęśliwszych miesięcy mojego życia mimo że czasem było pod górkę. Po chwili byłam już przed jego wielką bramą. Nacisnęłam czerwony guziczek, nie mogłam się opanować aby nie zrobić głupiej miny do kamerki. Po chwili brama się rozchyliła a ja weszłam na jego posiadłość. Nim zdążyłam zapukać do drzwi otworzył mi Justin. Jak zwykle się bosko uśmiechał. Dałam mu namiętnego całusa w usta na przywitanie i wręczyłam prezent. Justin bardzo się ucieszył i poszliśmy na jego taras. Usiedliśmy na ławce i tak bez słów przez godzien albo i więcej.
- Nel, widzisz te gęste krzaki koło płotu ?
- Widzę, a co tam jest ?
- Zobaczysz. - Justin złapał mnie za rękę i poszliśmy w tamtą stronę. Delikatnie rozchylił krzaki i kazał mi iść. Schyliłam się trochę i weszłam na coś na jakąś ścieżkę. JB splótł nasze dłonie i szliśmy chwile w zupełniej ciszy. W pewnym momencie przystanęliśmy. Chłopak spojrzał na mnie znacząco i delikatnie się uśmiechnął. Wszędzie rosły pierwsze wiosenne kwiaty, były stare ławki, huśtawki, altanka a trochę dalej płynął mały strumyczek.
- I jak ? Pięknie prawda ?
- Tak.. skąd ty bierzesz te wszystkie wspaniałe miejsca ?
- To akurat należy jeszcze do naszej posiadłości, rodzice już tutaj nie zaglądają, nawet nie wiem czy o tym pamiętają... Wejdziemy do altanki bo już trochę zimno się robi.
- Dobrze. - Spojrzałam na nasze splecione dłonie, doskonale się dopełniały. Nim zamknęliśmy drzwi Justin przyparł mnie do ściany jeżdżąc dłońmi po mojej talii. Jęknęłam cicho czując jak oblizuje moje moje wargi, po chwili napiera na nie swoimi. Wplotłam dłonie w jego włosy i odwzajemniłam pocałunek.
- Justin - mruknęłam cicho czując jego rękę pod moją bluzką.
- mhm ? - wymamrotał cicho całując moją szyję.
- Zrobimy TO ? - Wyszeptałam wkładając swoje ręce do tylnych kieszeni jego spodni.
- A jesteś gotowa ?
- Tak - mruknęłam. Justin pokręcił głową i zaczął mnie namiętnie całować. Jedną rękę trzymał na moim tyłku. Znów jęknęłam cicho oplatając nogą jego pas. Po minucie znajdowaliśmy się na kanapie, siedziałam na jego kolanach rozpinając bluzę która znajdowała się na jego torsie. Chwile później miałam na sobie tylko bieliznę, Bieber tak samo. Teraz był jego ruch, nieśmiało kierował swoje ciepłe ręce w strone zapięcia od stanika. Szybkim ruchem go rozpiął, biustonosz zsunął się z moich piersi a jego policzki nabrały rumieńców. Nie chciałam wykonywać kolejnego ruchu, czekałam aż on to zrobi. Z każdą sekundą jego ręce były coraz niżej i niżej. Delikatnie zdjął ostatnią część mojego ubioru. Uśmiechnęłam się na znak że nie ma nic przeciwko. Leżałam teraz całkiem naga a Justin nieśmiało na mnie spoglądał.
- Możemy się jeszcze wycofać. - Powiedział z niechęcią.
- Jeżeli masz gumkę to nie. - Ściągnęłam jego fioletowe bokserki a on wyjął z kieszeni spodni to co było potrzebne. Usiadłam na jego udach przodem do niego, przytuliłam się do niego i usłyszałam jego ciche słowa
-Obiecuję, że nie będzie bolało...
Uśmiechnęłam się do niego, nie chciałam tego przerywać. Nie czułam bólu, Justin cały czas mnie obejmował, uśmiechał się do mnie ciepło. To było przyjemne, nawet bardzo. Zmieniliśmy pozycję na leżącą nie przerywając pocałunku, czułam się cudownie. Gdy leżeliśmy Justin przerwał nasz pocałunek
-Kocham Cię Justin - wyszeptałam mu do ucha. - Nie zostawisz mnie, prawda ?
-Nigdy w życiu, kocham Cię najmocniej na świecie - pogłaskał mnie po policzku. Uśmiechnęłam się, znowu zmieniliśmy pozycję, oddałam mu się całkowicie, mógł zrobić ze mną co chciał, był taki delikatny, robiliśmy to wolno. Odpoczęliśmy na chwilę, leżałam wtulona w niego, od delikatnie pieścił moje ciało. Czułam się prze szczęśliwa, to jakby przypieczętowało naszą miłość. Zamknęłam oczy, czułam jego zapach i delikatny dotyk, jego ciepło. Kochałam się z nim, a nie uprawiałam seks. Może i to to samo, ale dla mnie było to pierwsze. Byłam młoda, ale robiłam to z miłości. Gdy skończyliśmy opadliśmy płasko na łóżko, zrobiło się zimno. Szybko się ubraliśmy.
- Byłaś zajebista. - Justin wyszeptał mi to do ucha po czym wyszliśmy z altanki i odprowadził mnie do domu.

Rozdział 27

Pożegnałam się z ostatnim gościem, moją ciotką Kim. Ciężkim krokiem weszłam po schodach następnie do mojego pokoju. Nie zwracając na nic uwagi klapnęłam na łóżko. W pokoju panował okropny zaduch i wysoka temperatura. Miałam ochotę tylko na jedno. Zimny prysznic.
*
Z mojego słodkiego snu obudził mnie dziadek. Po porannej toalecie, ubrałam się w czarne rurki i luźną koszulkę. Pomalowałam się dyskretnie i schowałam potrzebne rzeczy do plecaka. Wyszłam z domu trochę wcześniej aby na pewno się nie spóźnić. W szkole byłam chwile przed dzwonkiem. Schowałam książki do szafki i z prawie pustą torbą ruszyłam na godzinę wychowawczą. Lubiliśmy naszego wychowawce, był to taki wesoły facet po 40 w okularach i z łysinką.
- No więc młodzież po jutrze wyjeżdżamy an obóz. - W klasie zrobił się szum. - Do lasu, na Florydę. Zero prądu, kosmetyków i takich różnych wynalazków XX i XXI wieku. - Każdy automatycznie spojrzał na Maddie która piłowała paznokcie i nie wiedziała co się dzieje. Po chwili kompletnej ciszy klasa wybuchła śmiechem. Dostaliśmy kartki co i jak po czym wyszliśmy z klasy. Potem odbyła się reszta nudnych lekcji.
*
Spoglądając przez brudną szybę autobusu powstrzymywałam się puszczenia pawia. Po chwili leżałam w objęciach Justina i wpatrywałam się w jego czekoladowe oczy. Momentami przypominały mi poranną kawę z mlekiem którą często pije na przebudzenia. Gdy dojechaliśmy na miejsce zobaczyłam kilka namiotów, przenośne prysznice i Toi toi'e. Zrobiło mi się słabo, tydzień w takich warunkach to nie było jedne z najbardziej wymarzonych wycieczek.
- No to piania będzie. - Chris podszedł do mnie i głupawo zaczął się śmiać.
- Beadles ! Nie będzie piania... będzie strasznie, syf, brud i konserwy z galaretką których tak nie na widzisz. - Chłopak się skrzywił i odszedł na bok. - No to pianie będzie prawda Chris ? - Zaczęłam ruszać brwiami i wpadłam w nieopanowany śmiech. Widać było że zaliczył seta. Gdy wszyscy wyszli z autokaru zaczęły się ogłoszenia.
- No więc śniadanie, na śniadanie będzie suchy prowiant, ser albo konserwa. - Podeszłam do Chrisa i po raz kolejny zaczęłam mu dokuczać. Coś tam jeszcze gadali aż w końcu doszli do jednego z bardziej interesujących mnie rzeczy. - Kwestia namiotów jest już załatwiona, na namiotach wiszą kartki z trzy osobowymi składami, możecie się rozejść. Ruszyłam w stronę namiotów ciągnąc za sobą swoją torbę, podeszłam to pierwszego z brzegu spojrzałam na listę.
- Trafione za pierwszym razem. Jestem z Payton ?! Zajebiście i z ... - To imię nie mogło mi przejść przez gardło. - ...Maddie ? - Niestety byłam z nią. Szybkim ruchem zerwałam kartkę, była szansa że ją dadzą do innego namiotu, po chwili zawołałam Pay. Zostawiłyśmy swoje rzeczy w namiocie i poszłyśmy obserwować jak Maddie spanikowana szuka swojego. Potem przydzielili ją gdzie indziej.
Kilka godzin później usiedliśmy do ogniska, cały czas gryzły komary ale i tak było fajnie. Śpiewaliśmy różne piosenki, smażyliśmy kiełbaski i pianki, opowiadaliśmy kawały.
Godzina piąta rano. Miałam ochotę komuś zajebać. Nie wiem kto to był ale ten ktoś po prostu walił łyżką w garnek, lub coś w tym stylu. Rozpięłam zamek od śpiwora i klnąc pod nosem wyszłam z niego mało co nie potykając się o własne nogi.
- Posrało cie ? Mama cie nie kocha że kurwa nie masz o tej godzinie co robić ? Spierdalaj krawężniki polerować. - Powiedziałam to do osoby w płaszczu i bejsbolówce.
- Panno Koronieska ! Kółko wokół obozu, za 5 minut widzę cie tu uczesaną i w dresie. - To był nasz wychowawca. Zaliczyłam niezłą wpadkę. Wzięłam co potrzebne i po chwili byłam gotowa. Po raz kolejny spojrzałam na zegarek. Kto normalny robił by takie rzeczy o 5:12. Rozprostowałam trochę nogi i ruszyłam truchcikiem. Nie wiem ile biegłam ale byłam już okropnie zmęczona, ponownie spojrzałam na zegarek, za cholerę nie mogłam dopatrzeć się godziny, blask księżyca przysłaniały wysokie drzewa. Przeszłam trochę dalej i w końcu mnie się udało zobaczyć godzinę byla już 5:53. Trochę się przestraszyłam, powinnam obiec obóz w niecałe 10 minut. Usiadłam na jakimś starym pniu. Jedyne co mogłam zrobić to czekać aż się rozjaśni. Minęła już ponad godzina i było prawie jasno. Rozejrzałam się, byłam w środku lasu. Nie było nic, same drzewa i krzaki. Postanowiłam spróbować wróci drogą która przyszłam.
Była już godzina 8:02. Było mi zimno, czułam głód i pragnienie. Bezsilna obsunęłam się na kolana chowając moją twarz w lodowate dłonie.
- Świetnie, zgubiłam się w lesie gdzieś na środku Florydy. Pewnie mnie już szukają, ale szybko nie znajdą...- mówiłam sama do siebie bo do kogo miałam. Grzebałam starym patykiem w ziemi, rzucałam szyszkami i zdzierałam korę ze starego pnia. Do głowy przychodziły mi najgorsze myśli. Było niezwykle cicho, nagle usłyszałam jakieś szumy, z każdą chwilą były głośniejsze. Mój oddech przyśpieszył gdy usłyszałam łamanie gałęzi. Wstałam i się rozejrzałam, nikogo nie było. Szłam w przeciwną stronę od której dochodziły te odgłosy, mimo to były coraz bardziej głośne. W końcu zaczęłam biec, ten ktoś był coraz bliżej mnie. Z każdą chwilą próbowałam szybciej i szybciej. Potknęłam się o jakieś korzenie i upadłam na ziemie. Miałam wraże że skręciłam sobie kostkę, cholernie mnie bolała. Podniosłam się trochę z ziemi i obróciłam. Zobaczyłam Maddie.
- O jak dobrze że jesteś.
- Zależy dla kogo.
- Myślałam że już mnie nikt nie znajdzie.
- Bo to prawda.
- Co ty gadasz, pomóż mi lepiej wstać. - Wyciągnęłam rękę w jej stronę.

* * *
Prosze, jest wasz 27 rozdział. ^^
Ja już po prsotu dostaje szału. Codziennie wchodze na jakiś blog który wysyłacie mi na GG, zostawiacie w komentarzach lub macie u siebie na opisach. 3/4 z nich to po prostu ksero mojego. Jak nie grafika to postacie, jak nie posacie to teksty albo ta sama fabuła. To już jest wkurzające... Owszem możecie czerpać ze mnie inspiracje ale nie kopiować. Pomiędzy tym jest naprawde cienka granica. Nie macie pomysłu ? To nie piszcie...ja to sama wymyślam godzinami a potem wy tak o sobie zwalacie. Troche wyobraźni ludzie ! Bo w ten sposób daleko nie zajdziecie.

Następny jak komentarze dopiszą...

wtorek, 22 czerwca 2010

Rozdział 26

Po 20 minutach znalazłam się na drugim końcu dywanu. Razem z Emily weszłam do sali bankietowej, tyle sławnych osób jeszcze nie widziałam na żywo. Usiadłyśmy przy małym stoliku w kącie. Przez cały wieczór świetnie się bawiłam. Poznałam wszystkich zgromadzonych, byli normalnie a nie jak jakieś diwy. Niestety jedna rzecz nie dawała mi spokoju co z Justinem.
*
W NY była już prawie północ. Położyłam się w limuzynie która miała mnie zawieść na lotnisko na lot do LA. W Atlanie była 10, miałam nadzieje że Justin jeszcze nie śpi. Wyjęłam telefon z mojej beżowej kopertówki i wybrałam numer do Justin. Po pierwszym sygnale już odebrał.
- Justin ? Jak ja się ciesze że dodzwoniłam się do ciebie.
- Cześć Nel.
- Słyszałeś już ?
- O chłopaku mojej dziewczyny ?
- Nie, Justin ! To nie tak...
- Wiem, wierze ci. Żaden zadufany w sobie skejt nie zniszczy tego co jest między nami... Widziałem wywiad.- Zapadła chwila ciszy. Odrazu mi ulżyło.
- Pamiętaj że kocham cie.
- Ja ciebie też.
- Musze już kończyć, do usłyszenia jutro.
- Pa.- Na mojej twarzy znów zagościł uśmiech. Wysiadłam z limuzyny poprawiając moją sukienke od Dolce Gabbany a drugą rękę gładząc łańcuszek mający większą wartość i cenę niż jaka kol wiek marka. Jeszcze tylko osiem dni i się z nim spotkam, pomyślałam spoglądając w gwieździste niebo. Gdybym miała czas na promocji w Atlancie to jeszcze sześć. Łzy szczęścia spłynęły po moim policzku. Z każdą chwilą ten związek stawał się bardziej trwalszy i pełen uczuć. To się nigdy nie mogło skończyć.
*
- Żegnaj Bostonie. - Powiedziałam w myślach i weszłam do wąskiego korytarza prowadzącego do samolotu. Był dziś 17 listopada. Moje piętnaste urodziny. Spojrzałam na mój zegarek który nosiłam tylko po to aby zakryć sznyte która szpeciła mój nadgarstek. Była już prawie godzina piętnasta czasu lokalnego a ja nie dostałam żadnych życzeń od rodziny ani przyjaciół. Musiałam się zadowolić stertą ciuchów, błyszczyków i dodatków od różnych sponsorów i rimmel'a. Po kilku godzinach lotu szczęśliwie wylądowałam w Atlancie. Kierowca Emily odwiózł mnie do domu, wysiadłam z samochodu i poczułam ten zapach przed mieść. Nie jakiś spalin unoszących się w powietrzu. Wiedziałam że nie będzie mi brakować niewygodnych sukienek, fleszy aparatów, życia w biegu i tego stresu. Spojrzałam na zegarek godzina 19. W domu było ciemno, to nie możliwe aby dziadkowie spali. Uchyliłam furtke szłam w stronę drzwi. Wygrzebałam z torebki moje klucze i otworzyłam drzwi. Ciągnąc walizkę za próg zapaliłam światło. [ Tak wiem że to scena z taniej komedii ]
- Niespodzianka ! - Wykrzyczeli wszyscy zgromadzeni.
- Orzesz w mordę. - Powiedziałam szeptem. Podbiegł do mnie Justin łapiąc w pasie i oddając namiętny pocałunek.
- To dla ciebie, kochanie. - Wyszeptał mi do ucha.
- Dziękuje. - Pocałowałam go w policzek. Po chwili podbiegł do nas Chris i obrzucił garściami konfetti. Przywitałam się z resztą gości, była tam moja rodzina i najbliżsi przyjaciele. Odebrałam różne prezenty i spędziłam z Justinem 10 minut sam na sam. Było naprawdę gorąco [hahah]. Stanęłam przy stoliku z przekąskami, po chwili przysła Pay.
- Możesz mi wytłumaczyć o co chodziło z tym Ryanem, ty chyba z nim nie kręciłaś ?
- Ja nie, ale on ze mną tak. Przyczepił się do mnie frajer i po prostu tak wyszło.
- To dobrze. Justin to przeżył ale ci się nie przyzna.
- Ehyym.
- Musze ci coś powiedzieć...
- Dawaj, prosto z mostu.
- Jestem znów z Chrisem.
- Co ?!
- No !
- Ale że co... ? Jesteś tego pewna ?
- Jestem.
- No to życzę szczęścia.
- Dziękuje. - Przytuliłam Pay. Po chwili usłyszałam Justina mówiącego coś przez mikrofon.
- To dla ciebie Nel.
I close my eyes,
I see me and you at the prom,
we've both been waiting so long for this day to come,
now that it's here
let's make it special.
There's so many thoughts on my mind,
 the dj's playin' my favourite song
no chaperones,
this could be the night of your dreams.

Only if you give,
give the first dance to me.
Girl,I promise i'll be gentle and we gotta do it slowly.
If you give,
give the first dance to me.
I'm gon' cherish every moment,
 this only happens once, once in a lifetime.

I couldn't ask for more,
 we're rockin' back and forth under the disco ball,
 we're the only ones on the floor.
There's so many thoughts on my mind,
 the dj's playin' my favourite song now i'm all alone
here's the opportunity

Only if you give,
 give the first dance to me
. Girl,I promise i'll be gentle and we gotta do it slowly.
If you give,
 give the first dance to me.
 I'm gon' cherish every moment,
 this only happens once, once in a lifetime.

everybod says that we look cute together,
 let's make this a night the two of us remember.
 No teachers around to see us dancing close,
 i'm telling you our parents will never know.
Before the lights go up and the music turns off
that's the perfect time for me taste your lip gloss.
Your glass slippers and my hand right here,
 we'll make it before the
clock strikes nine

Only if you give,
 give the first dance to me.
 Girl,I promise i'll be gentle and we gotta do it slowly.
If you give, give the first dance to me
. I'm gon' cherish every moment,
 this only happens once, once in a lifetime.

* * *
No wiec nie jest zadowolona z twego rozdziału, nie mam dziś ochoty ani słi na nic. Dodałam bo obiecałam że jak będzie dużo komentarzy to dodam.
 Następny jak komentarze dopiszą . ; )
Obiecuje że następny będzie lepszy i owiele dłuższy.